niedziela, 26 lutego 2017

Topik 19

-19-

Księżyc falował odbity na powierzchni rzeki, zanurzone nieruchome nogi nie powodowały nawet jednej zmarszczki. Siedziała ze wzrokiem wbitym w jakiś odległy, nieruchomy i nieistniejący punkt.

Jeszcze się dobrze nie zaczęło, a tak ma się skończyć? Ta myśl nie dawała jej spokoju, nie chciała nic kończyć, ale nie miała też sił walczyć z losem.

Siedziała tak długo pogrążona w sobie, najpierw zaszło słońce, potem wszedł księżyc i zaczął swą powolną drogę po rzece. Lekkiego szumu wiatru, cichego śpiewu rzeki nic nie mąciło.

Siedziała tak nie pierwszy raz, za każdym następnym była bardziej zdesperowana, ale też w tej ciszy znajdowała ukojenie. Jej wewnętrzny głos zawsze zaczynał powoli przemawiać, a to, co mówił, leczyło jej młodą duszę z ran.

Rzeka delikatnie zafalowała, a po wodzie rozszedł się dźwięk. Z początku cichy, od którego jej ciało pokryło się gęsią skórką, a włosy z tyłu głowy zaczęły mrowić. Dźwięk narastał tak, jakby sama woda go przybliżała, przypominał płacz dziecka, tylko był wyższy i brzmiała w nim trwoga. Była jak sparaliżowana, a jakiś głos mówił jej "Uciekaj, zamknij oczy!". I choć chciała tak postąpić, to nie mogła – stała i patrzyła na lustro wody. W oddali zamajaczył jakiś niewyraźny kształt, leniwie zbliżający się w jej kierunku.

Powoli zaczęła dostrzegać szczegóły tego, co niosła woda. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się weń, choć wiedziała, że nie powinna. Wewnętrzny głos rozsądku mówił: "Odwróć wzrok, wstań i odejdź.", Jednak ona powoli zsunęła się do wody, która w tym miejscu sięgała jej do piersi i brnęła w stronę nieuchronnego przeznaczenia. Woda stawała się coraz głębsza, prąd silniejszy, a ona coraz bardziej zdeterminowana. Już widziała, że na wodzie unosi się worek, widziała wiele takich worków po nawozie. Sięgnęła ręką – jeszcze za daleko. Zachwiała się, a spod nóg usunął jej się grunt i cała zanurzyła się w zimnej, cicho szumiącej wodzie. Spanikowała. Nie bała się wody, ale przeraziła ją myśl, że minie się z workiem i jego tajemniczą zawartością. Na szczęście wypłynęła tuż przy worku i chwyciła go dłonią, a wtedy wewnątrz coś się poruszyło i wydało dźwięk taki, że przez całe jej ciało przebiegł dreszcz. Rzuciła się do tyłu mocno zaciskając dłoń na zdobyczy. Czymkolwiek lub kimkolwiek jesteś, już cię nie wypuszczę, postanowiła, mozolnie brnąc w stronę brzegu. Wyrzuciła worek na brzeg i sama się wygramoliła. Była zmęczona, ale czuła strach i podniecenie, w tobołku coś się lekko poruszało, choć żaden dźwięk nie dochodził do jej uszu. Nabrała głęboko powietrza, przeżegnała się i chwyciła za dolny róg worka, wyrzucając jego zawartość na trawę. Pożałowała, że księżyc tak dobrze oświetla łąkę, bo to, co ujrzała, spowodowało, że upadła na kolana i zwymiotowała całą zawartość żołądka. Podniosła jeszcze raz oczy, choć dałaby wszystko, aby więcej tam nie patrzeć. Wiedziała, że musi, przecież jeszcze chwilę temu coś się tam ruszało. Spomiędzy kępek futra, wnętrzności, krwi i innych rzeczy, których nie chciała nazywać, w jej kierunku powoli poruszał się jakiś niewyraźny kształt. Przemogła niechęć i obrzydzenie i sięgnęła drżącymi dłońmi.

Kształt okazał się mokrym, trzęsącym się, ślepym kotem. Zawinęła go w suchą bluzę, która leżała na brzegu, mimo iż sama drżała z zimna i przebytych wrażeń. Przytuliła go mocno i pobiegła do domu, powtarzając jak mantrę „Topik".

niedziela, 19 lutego 2017

Szarość

W szarym życiu
w szary dzień
tylko szare są zdarzenia
szary ranek, pusta miska
szary wieczór, głód naciska
szare myszy w szary cień
szare swe kierują łapki
szare oczy w szary mrok
szare tam kieruje kroki
szarej drogi zimny trop
szara pędzi po nich smuga
szary świst przecina mrok
i tak ciemność się zaczyna.


niedziela, 12 lutego 2017

Obiecałem

Obiecałem
łez Twych potok
dotrzymałem

Obiecałem
żar ust gorących
dotrzymałem

Obiecałem
trudne słowa
dotrzymałem

Obiecałem
głębie spojrzeń
dotrzymałem

Obiecałem
smutek nocy
dotrzymałem

Obiecałem
szczęścia chwilkę
dotrzymałem

Obiecałem
że obiecam
dotrzymałem

Obiecałem
swemu życiu
że za rękę je powiodę
za tę rzekę i za górę
za piaszczystą krętą drogę
za poranki pełne nocy
i za noce pełne blasku
że do końca połączeni
gdzieś ostatni wypijemy
co mówimy że za zdrowie
wtedy cicho odejdziemy
Obiecałem
......
i dotrzymam.

                 

sobota, 4 lutego 2017

Na kamieniu 47

Nigdy nie mów nigdy
to słowo nigdy nie znaczy to samo
ile razy słyszałem nigdy
i ile razy nigdy nie było tak samo