niedziela, 29 stycznia 2017

47

Gdy dostanę życzeń furę
Skrzydeł doda to u ramion
Nocą wyjdę na ulicę
Biegnąc w mroku samotności
Kopytkami o bruk zagram
Echo wzmocni to wielokroć
Skrzydła wzrosną mi u ramion
Poszybuję nad swym życiem
Zataczając ciasne kręgi
Spojrzę z góry, świat zobaczę
I zapragnę zabić smoka
Spalić księgę. Wypić beczkę
Widzieć piękno. Kochać piękne
Śmiać się głośno. Płakać mało
I dogonić pociąg marzeń
Zanim zniknie za pagórkiem
Bym nie został goły, nędzny
Gdzieś na stacji zwanej życiem.


niedziela, 22 stycznia 2017

Biel

Białe piękno 
W białym puchu
W białym jest zaklętym czasie
Stoi siłą w białej skale
Białe w myślach ma przesłanie
Białe usta w cienkiej kresce
Tylko jedno zawołanie
.....
Gdzie jest
moje 
kochanie?
.....

niedziela, 15 stycznia 2017

Skrzydła


Na kołku skrzydła w srebrnym kurzu wiszą
W ciszy strychu delikatnie się kołyszą
Ostatni księżyca promień po nich błądzi
Odnawiając biel anielską co nigdy nie schodzi.

Na co dzień ze słońcem bez żalu wstajesz
Radość na każdym kroku rozdajesz
Twój dotyk ulotny, świat lepszym czyni
W spojrzeniu zawarte są wielkie czyny.

Tylko wieczorem, choć bardzo rzadko
Kiedy w domu śpi nawet cisza
Wchodzisz w skrzydła co na Ciebie czekają
A rozpostarte szumem piór przemawiają.

Skąpana w blasku anielskiej poświaty
Przez chwilę, kiedy czas stoi w zegarach
Tylko dla siebie jesteś Aniołem
Zakryta skrzydłami co tak otulają.





sobota, 14 stycznia 2017

niedziela, 8 stycznia 2017

Dzień z życia


Grażyna gwałtownie weszła do mieszkania, nie zatrzymując się podeszła do zlewozmywaka i nerwowo zaczęła myć ręce długo, zdecydowanie za długo, twarz miała ściągniętą, zszarzałą, bez wyrazu. Gwałtownie wciągnęła powietrze tak, jakby nie oddychała od wielu godzin, przekleństwo zabrzmiało wraz z wydechem "Pie...... życie". Podeszła do okna, trzęsącymi się dłońmi wzięła papierosa i dopiero trzecią zapałką udało jej się zapalić, popatrzyła z góry na ledwie widoczną plamę na asfalcie pod oknem, łza stanęła jej w oku, w ustach zabrzmiał szept : "Ogonek". Z trudem skierowała wzrok na pobliskie komórki, na których dachach trzy pozostałe koty oddawały się błogiemu lenistwu, całkowicie nieświadome tego, co się stało i tego, co się wydarzy. Zdusiła papierosa w popielniczce i już zdecydowana podniosła telefon do twarzy, numer był w kontaktach, po trzecim dzwonku ktoś odebrał.
- Dzień dobry. Grażynka z ulicy Listopadowej
- ... Proszę, przyjedźcie, dziś stało się coś strasznego....
-….. - Dziękuje, do zobaczenia.
Stała długo jeszcze przed oknem ....
Czesław siedział przy swoim stanowisku pracy w wielkiej hali, z której roztaczał się widok na skwer, teraz szary i ponury, ale przecież była jesień i dzień szybko się kończył. Między nagimi drzewami ostatnie promienie słońca z trudem przebijały się przez chmury.
- Do dupy -  pomyślał i spojrzał na lewo, gdzie stało kilka pełnych pojemników z gwoździami, przeniósł wzrok na prawo i uśmiechnął się pod nosem. „Się działo” -  pomyślał, patrząc na jeden mały pojemnik, prawie pusty. Czesław Pokot miał bardzo odpowiedzialne zadanie - prostował gwoździe. Żaden gwóźdź nie mógł opuścić fabryki, jeśli nie został oceniony przez Czesława.
Ale dzisiaj praca mu nie szła. Myślami był już gdzie indziej.
Remigiusz Koterski z uporem maniaka walił w enter, a monitor z uporem przedmiotów martwych wyświetlał „error”. Jak na razie wygrywał komputer. A miało być tak proste i łatwe szybkie zlecenie. Kawa z panią Mariolą, mały tradycyjny flircik, a wyszło jak zawsze Zamiast małego wirusa miał przed sobą jakąś wredną małpę, z którą walczył już od 6 godzin. Biura w tym czasie opustoszały, a pani Mariola poszła na drinka z tym palantem Tomkiem. "Nie ma sprawiedliwości" - pomyślał i z nieukrywaną furią walnął w enter kolejny raz, a na ekranie zaczęły przelatywać komendy. "Kurwa .....ruszyło" — pomyślał. Zdolny jestem, ale jak to zrobiłem? Ta chwila refleksji szybko przeminęła i zastąpiła ją myśl "Zdążę".
Nad drzwiami złoty napis głosił „ Przechodząc Przez Te Drzwi Porzuć Wszelką Nadzieję". A na drzwiach wisiała wielka i zdobna tabliczka „Starszy Referent Od Spraw Niemożliwych mag. inż. Beata Palikota”, trochę niżej druga tabliczka „Nie Wchodzić Bez Zaproszenia”, a zupełnie nisko tak, że aby przeczytać, trzeba było się schylić, trzecia „Petent Pozostanie Zawsze Petentem”. W pokoju za wielkim biurkiem stojącym na wprost drzwi siedziała królowa tego świata, a przed nią na małym drewnianym zydelku mały szary człowieczek. Władczyni spojrzała wymownie na zegarek, na człowieczka i z powrotem na jego papiery. Wie, jakie popełnił przestępstwo - zawiesiła głos — obywatel ...
- Zenon, proszę pani ... Misiak Zen...
Zamilkł pod groźnym spojrzeniem zielonych oczu. - Zenon, czy wiesz, jaki popełniłeś przestępstwo? - pytanie zawisło w powietrzu, a z radia płynął właśnie nokturn Chopina.
Zenon chciał przełknąć, ale nie mógł w ustach była Sahara.-  Ja...- zaczął ochrypłym głosem. - Ja nic...
Głos z wysokości przerwał te postękiwania: Misiaku Zenonie, czy wiesz, że w rubryce 758 strony D nie postawiłeś kropki ?!
Oczy Zenona zrobiły się wielkie jak patelnie do jajek sadzonych i miały podobny wyraz.
- Kropki?! - stęknął Zenek i oczami wyobraźni zobaczył swoją żonę Zenobię z gromadka dziatek swoich siedzących w kartonowym pudle pod mostem, a siebie samego zesłanego na Syberię albo i dalej.
- Kropki?! - powtórzył i poczuł, jak wszystko z niego uchodzi. Doskonale wiedział, w jakim biurze jest i przed kim odpowiada. Tabliczka nie kłamała. Porzucił wszelką nadzieję.
Ale o dziwo władczyni rzekła dziwnie miłym głosem: Ale, drogi Zenku, dziś jest twój szczęśliwy dzień i z tej okazji ja postawię brakującą kropkę, dobrze? A ty szybko sobie pójdziesz. Spojrzała na zegarek, czas był najwyższy.
Spotkali się w lokalu, w ciszy, bez zbędnych słów. W końcu to nie pierwszy raz mieli wyjść na miasto.
Było ich troje, wszyscy wysocy, ubrani podobnie, w skórzane kurtki zdobione ćwiekami oraz naszywkami, pod spodem mieli czarne golfy tak, żeby być niewidocznym.
Spodnie, czarne dżinsy z nieodłącznym łańcuchem do kluczy, choć tak naprawdę żadnego klucza to nikt tam nigdy nie widział.
Na nogach mieli czarne wysokie sznurowane glany, dość już zużyte, ale dzięki temu mające swoisty urok.
Szybko zapakowali do wysłużonego forda ka w kolorze czerwonymi niezbędne akcesoria i odjechali w mrok, a mgła coraz bardziej zachłanne wciskała się w każdy zakamarek miasta. Daleko nie ujechali, kiedy nagle drogę przebiegł im czarny kot i szybko skrył się w ciemnościach, stanęli. -Będzie pech - powiedział kierowca.
- Jedź, dla nas to na szczęście koty biegają - powiedziała kobieta. - Zapomniałeś, jesteśmy kociarzami.
- A, prawda - powiedział kierowca, ruszając, ale i tak lekko splunął przez lewe ramię i wymamrotał coś niezrozumiałego.
Droga nie trwała długo, a Guns 'N' Roses śpiewający z CD tylko ją skrócili.
Prowadził Remigiusz, zwany przez wszystkich "Reniferem", obok kierowcy siedziała Beata - matka, żona i kochanka, nasza znajoma z urzędu.
Na tylnym siedzeniu w rytm muzyki bujał się Czesław, próbując sobie nic nie zrobić wśród niezbędnego sprzętu.
Zaparkowali pod drzewem, na tyłach kamienicy, w miejscu, gdzie nie dochodził żaden promień światła, a mgła, która coraz śmielej otulała miasto, jeszcze bardziej skryła ich poczynania.
Wyjęli z bagażnika wszystko, co uznali za stosowne. Beata wzięła klatkę metalową, w kieszeń schowała dwa whiskasy i jednego gourmeta, do drugiej kieszeni wsypała drimsy, im żaden zwierzak nie potrafił się oprzeć.
Panowie wzięli po transporterze, latarce oraz grube rękawice, które już nie raz uratowały niejeden palec.
Tak przygotowani ruszyli alejką na miejsce i przeczucie mówiło, że dziś nie wrócą z pustymi klatkami.
Szli alejką, a mgła otulała ich postacie tak, że niknęli całkowicie w mroku i tylko miarowy odgłos ich kroków zwielokrotnione przez ciszę niósł się poprzez ciemność
Pomiędzy pierwszą a drugą komórką w przesmyku, o którym wiedzieli, że jest uczęszczany szybko rozstawił swój sprzęt i pozostało im już tylko czekanie, ale to była dobra noc nie minęło 10 minut, a już szczęk spadającej kraty zwiastował udany połów.
Pierwszy był bury kocur, duży, zadbany i śmierdzący na kilometr Renifer, biorąc go do kontenera smętnie pokręcił głową — oby nie zaszczał mi autka, bo żona mnie tego nie daruje
Beata spojrzała rozbawionym wzrokiem i powiedziała: "No, nie bądź mięczak".
Nie minęło 30 minut, a klatka zatrzasnęła się dwa razy, jeszcze mieli kotkę tri i jakiegoś dziczącego podrostka, który strasznie rozbawił Czesia tym, że tak się wgryzł w jego rękawiczkę, że ten wyjął rękę z uczepionym kotem i przeniósł to walczące zwierzę do kontenera i tam zostawił razem z rękawiczką.
Malutki milutki Zębatek Czesiowy - powiedział Czesio do kontenera słodkim głosem. - Wryyyyy -  zamruczał kontener w odpowiedzi.
Po zapakowany zdobyczy do autka, które zaraz wypełniło się swoistym aromatem ku zgryzocie Reńka.
- No to wio - zdecydowała Beata. - Jedziemy do Anki.
W lecznicy jak zwykle wiało pustką i nudą, tak więc bez przeszkód mogli od razu zaprezentować swoje zdobycze pani doktor.
A ponieważ dzień upłynął na błogim nieróbstwie oraz dłubaniu w zębach od czasu do czasu, spoglądaniu na fejsa, doktorka stwierdziła: "Tniemy od razu" i nim się ktokolwiek zdążył obejrzeć, już buras spał jak nieżywy
- Ty pierwszy, śmierdzielu - z błyskiem w oku powiedziała Anna.
Sala na zapleczu była mała, ale czysta i zadbana, znajdował się tam stół ze stali nierdzewnej, dobre oświetlenie i wszystko, co niezbędne na sali operacyjnej.
Na stole leżał bury kocur, a doktorka z błyskiem w oku zabierała się za cięcie.
Nim minęły dwie godziny, krew skapywała z rogu stołu na podłogę, a ostatni kot właśnie został zaszyty.
Doktor Anna wszystkie koty ułożyła w osobnych klatkach tak, aby mogły w spokoju się wybudzić i przy każdym z nich chwilkę spędziła, głaszcząc i czule przemawiając.
Rano przed zamkniętymi drzwiami spacerowała lekko podenerwowana kobieta w średnim wieku, doskonale wiedziała, jaki był wynik nocnych łowach i co zrobiła wetka i bardzo chciała już zobaczyć te koty na żywo.
W końcu drzwi się otworzyły i mogła wreszcie poznać osobiście swoich nowych podopiecznych. Cała trójka była już wybudzona, choć z bardzo złych humorach, ponieważ nie otrzymała jeszcze śniadania.
Agnieszka podeszła do klatki z burym kotem, ostrożnie ją otworzyła i powoli wsunęła dłoń do klatki, a we wnętrzu spotkało ją miłe i bardzo mruczące przyjęcie.
Nie myśląc ani chwili, wyciągnęła kota z klatki i przytuliła, szepcząc "Już dobrze kocie, ciocia nie da skrzywdzić swojego maleństwa" — błysk w oku miał odcień szaleństwa.

niedziela, 1 stycznia 2017

Na 2017

Bardzo krótkie dziś 
Na ten 2017 ...


Pamiętajcie że życzenia 
Do swojego wypełnienia 

Wymagają powiedzenia

Mówcie co tam cicho gra ...
Mówcie co wam radość da ...
Mówcie kiedy dusza śpiewa ...

Bo to pierwszy krok
Do marzeń spełnienia ...

Życzę każdemu z osobna 
"Nie bójcie się marzyć"