środa, 27 grudnia 2017

Garść



Wezmę garstkę swoich marzeń 
W drugą wezmę swe wspomnienia
Wymaluję sobie niebo
Gwiazdy, chmury może zorzę
Sypnę z prawej, trochę z lewej
I już łąka ściele kwiatem
Jeszcze tylko bukiet woni
To Bławatków, to Piwonii
Tam w oddali będzie góra
A z tej góry potok spływa
Co jest rzeką na tej łące
I cichutko łące śpiewa
Swymi dłońmi na tej łące
Wzniosę dębu silne drzewo
I zwieszę tam huśtawkę
W cieniu liści, wiatru śpiewu
Resztę marzeń, resztę wspomnień
Zdmuchnę z obu swoich dłoni
Zawiruję w wietrze Dębu
Zalśni w nocy jasnej zorzy
I zaśpiewa w szumie rzeki
I zapachnie w woni kwiatów
Ja zaczekam na huśtawce
Aż wypełni się me życie.

niedziela, 24 grudnia 2017

Wigilia 2017



Chwili zadumy przy wspólnym stole.
Tak wyjątkowym rodzinnym gronie.
Tej chwili kiedy nas nic nie goni.
A wszystko cieszy i trwa powoli.

Kiedy wstaniemy i w swe wejdziemy progi.
Zabierzmy ze sobą magię tej wieczerzy.
I niech będzie z nami w następnych miesiącach.
Tak jak my nigdy sami nie jesteśmy.

niedziela, 3 grudnia 2017

Powiedz

                                               Powiedz
Czy spojrzenia i czy usta
w ten czas jedno słowo miały
zakwitała wtedy wiosna
barwą i zapachem szału.

                                              Powiedz
Czy ten uśmiech, gest Twych dłoni
obiecując pożar uczuć
latem zalśnił w pełnym blasku
ciała żarem przepełniając.

                                              Powiedz
Czy łza w oku, słowo ciche
z liści deszczem opadając
jesień niesie grona czyste
i samotność starych sadów.

                                              Powiedz
Czy ta zwiewność i ulotność
dziś już skryta za wieczorem
zima chłodem je zmroziła 
i w okowach mocno trzyma.

sobota, 25 listopada 2017

Jeden


Jest taki dzień
a częściej jednak noc
kiedy pozwalam 
by spłynął mrok.

Zamykam drzwi
i okna tak
zasłony cień
odcina mnie.

Przez płomień świec
przepływa dym
co drażni nos
co wzywa sny.

Przychodzisz tak
jak gdyby nic
odziana w dym
i w moje sny.

Że trzeba żyć
że trzeba śnić
i marzyć tak
Ty mówisz mi.

Że gdzieś spadł śnieg
gdzieś powiał wiatr
przeminął rok
a może dwa.

Nie mówię nic
ta chwilo trwaj
wyciągam dłoń
co łapie dym.

Czy byłaś tu
czy byłaś tam
czy to był sen
czy pragnień gra.


czwartek, 16 listopada 2017

Łysy Świr


Gdy nad miastem wstaje
Łysy Świr
Mgłą spowija nasze
Brudne sny.

Pomarzyć dziś każdy prawo ma

Sny co mają w sobie 
taką moc
Że zagryzasz zęby
moczysz koc.

Pomarzyć dziś każdy prawo ma

A gdy pomarzysz
raz na głos
I dojrzy Ciebie
Łysy Świr.

Pomarzyć dziś każdy prawo ma

To zalśni srebrny 
pusty śmiech
Marzenia na noc 
jawą staną się.


Pomarzyć dziś każdy prawo ma

I  w trzewiach ból
wypłynie żal
przydusi strach
zatrzyma czas.

Pomarzyć dziś każdy prawo ma



Gdy nad miastem wstaje
Łysy świr
odganiamy z oczu sny
Brudne sny


niedziela, 29 października 2017

Na kamieniu 55

Jesień deszczem w serce puka
Zmrok wygasza radość światła
Cicho pełznie spod framugi
Cień co dławi nas za gardła.

Życzenia

Nie życzę Ci pieniędzy
podobno szczęścia nie dają.

Nie życzę Ci miłości
bo dziś można popełnić faux-pas.

Ale życzę Ci abyś każdego dnia
Wstawała z nadzieją i uśmiechem
A zasypiała z radością i spełnieniem.

Wiatr

Wiatr we włosach
targa myśli
czy ją kocham?
czy nie kocham?
On ulotne składam rymy
gdzieś tam słowem zaszeleszczą
ja na dłoniach serce kładę
wiatrem całe potargane.
Słyszę słowa co wiatr niesie
o miłości i o trwaniu
o tym że co z wiatrem przyszło
z wiatrem szybko sobie wyszło.
Dzisiaj rano w słońca blasku
wiat otulił mnie pajęczą
z myśli tkaną siecią gęstą
co mi serce
omotało.
Na jak długo
wietrze drogi
tak spętałeś
moje nogi?
Czy jak znowu
tu powieje
To me serce
znowu
zwieje?

Kromka

Pójdę drogą, bo tak trzeba
w ręku mając kromkę chleba.
Pójdę naprzód zapatrzony
Nie radosny, niezdziwiony.

Pójdę drogą, bo tak trzeba
ścisnę twardo kromkę chleba.
Udowodnię tym, co wiedzą
Że pokora, też jest wiedzą.

Pójdę drogą, bo tak trzeba
kupić tam kawałek chleba.
Coś zbuduję, coś posadzę
Ślad zostawię pełen marzeń.

Pójdę drogą, bo tak trzeba
ze mną będzie kromka chleba.
Pudło wspomnień, garść radości
Stary worek kruchych kości.

Już nie pójdę, już nie trzeba
dadzą mi tu kromkę chleba.
Krzyż postawią, pył zamiotą
Zamkną księgę życia złotą.


piątek, 27 października 2017

Na kamieniu 51

Rano obudzeni radością 
wieczorem połączeni szczęściem
Trzymając się za ręce 
Tę chwilę przed zaśnięciem.

wtorek, 24 października 2017

Dziś

Leży martwy
bez życia odrobinki
zda się dziś taki cichy
zimny 
obcy
a jeszcze niedawno
wczoraj
a może
wtedy
niedawno
pamiętam
na wyciągniecie ręki
myśli
pamięci
taki ważny
taki jedyny
czerwienią reagował
na słów Twoich
szept cichy
zawsze gotowy
zawsze czujny
na pierwsze słowo
a nawet na myśl
ciepłą
tyle radości
dał nam obojgu
choć tak mały
normalny 
codzienny
dziś
przez Ciebie
zapomniany.

niedziela, 15 października 2017

Cień


I zawsze najlepsze są Twoje szepty
bo mówią bezbłędnie co zaraz się stanie
A dłonią wskazujesz
mi rozwiązanie.


Gdy pierwsze życia stawiałem kroki
chroniłaś mnie przed upadkiem
I teraz gdy mrok głęboki
stawiam przy Tobie pewne swe kroki.


Gdy krętą szliśmy doliną
co cała jest w złym skryta cieniu
nie pytałaś gdzie rozsądek zgubiłem
Tylko dłonią me serce chroniłaś.


Gdy oczy widziały grozę świata tego
Skrywałaś me oczy pod czernią płaszcza swego
Zmęczony wśród drogi siadając na kamieniu
Pochylałem głowę chroniąc ją w Twym cieniu.


A gdy mi przyjdzie
Ostatnie na świat rzucić spojrzenie
To wiem, że zobaczę Twą dłoń
Zamykającą powiek moich drżenie.

środa, 11 października 2017

W czas


I tak w jesień się rozmywam
Oczy deszczem przemywane
Liści szelest tłumi kroki
Byłem?
Będę!
Kiedyś
Wstanę.




niedziela, 24 września 2017

Góra

W cieniu góry na wyżynie
Stadko kotów sobie żyje
Mają tam podwórko całe
Na podwórku zaś landarę
Choć landara ta już przecie
Nie powiezie ich po świecie
Lecz gdy chłodem tam powieje
Lub deszczykiem futro zrosi
Stadko kotów w tej landarze
Ciepły kącik sobie mości 
Lecz na progu srogiej zimy
My do kotów tych lecimy
I  landarę w ciepły domek
 Zaraz im tam przerobimy
Teraz ku uciechom wszelkim
Mają własny, choć niewielki
Domek ciepły i wygodny
Nie za piękny i niemodny
Ale taki co już zawsze
i nakarmi
i otuli.


niedziela, 17 września 2017

Jesień

Gdzie mnie ciągniesz Nostalgio?
W stronę Jesieni?
Dni krótkich i szarych?
Myśli smutnych i łzawych?

A jeszcze tak niedawno
słońcem otuleni
szczęśliwi tylko sobą
nie myśleliśmy o jesieni.

Gdzie mnie ciągniesz Nostalgio?
W smudze kropli na szybie
oczy patrzą w noc ciemną
i nie widzą czerwieni.

A nim się obejrzysz
nim pozbierasz swoje kroki
zima zetnie uczucia
i nadejdzie sen błogi.

I pomyślisz
wtedy
ciepło
o
Jesieni.

wtorek, 12 września 2017

Cisza

Cisza zapadła
spoczęła słuchawka
martwa swą ciszą 
jak zbędna zabawka.

Cisza zapadła
choć pobrzmiewa w przestrzeni
echo słów ostatnich
co przygniotły do ziemi.

Cisza zapadła
słychać szum kropli na szybie
obraz wspomnień zmywany
ku jesieni płynie.

Cisza zapadła
i zatrzasnęła wieko
a szum piasku w klepsydrze
mówi czy jeszcze daleko.

niedziela, 3 września 2017

Polana

Na polanie w mroku ciszy
świecą oczy zadumane
co się stało? co przywiodło 
że poszedłeś w lasu głębię

Pod sklepieniem gwiazd srebrzystych
tam gdzie milkną dnia hałasy
spotkasz siebie bez Twej maski
taki cichy, goły, słaby

I zadumasz się nad sobą
wspomnisz wszystkie swoje kroki
i pokręcisz smętnie głową
gdy wchodziłeś na złe drogi.

Znajdzie wtedy Cię zaduma
mocno wejrzy w Twoje oczy
i zamruczy ze świerszczami
dumkę smutną na Twej duszy

Rano w rosie traw dziewiczych
ślady cztery odciśnięte
poprowadzą gdzie dzień nowy
drogi nowe bardzo kręte.

czwartek, 31 sierpnia 2017

Gwózdź

Następne zawieszę 
niech się pobuja.

W słońca barwach
pięknie zatańczy.

Rękawy zakasam
i szczęścia poszukam.

A może tylko 
następnej ciszy.


piątek, 11 sierpnia 2017

Efekt Motyli

Motyle jak myśli
raz na dłoni siadają
kiedy indziej się dostrzec nie dają.

A moc ich ogromna
w szumie skrzydeł cichych
gdy przy uchu zatrzepoczą w chwili marzeń skrytych.

I niejeden świat
i niejedno życie
niewinne motyle przestawiły skrycie.

poniedziałek, 7 sierpnia 2017

Droga

Drogo twarda
drogo niewdzięczna.
Tyś mym przekleństwem
moim zbawieniem.
Jeśli swe kroki z Tobą skrzyżuję
przechodząc, idąc lub leżąc na Tobie.
Zawsze zostanę tylko ulotnym
cieniem przez chwilę
tutaj rzuconym.

piątek, 4 sierpnia 2017

Krawędź 2

Na krawędzi dzisiaj stoję
Nad kipieli szumem fal 
Czy mam krok do przodu zrobić
Czy się jednak cofnąć mam.

Jeśli pójdę tak przed siebie
To me stopy stracą grunt
Ale będę wierny sobie
W tym przypadku - aż po rychły grób.

Jeśli zrobię krok do tyłu
Nie zawali się ten świat
Jutro nadal będzie słońce
Nadal gdzieś tam będzie wiatr.

I tak patrzę w tył wydarzeń
Ile małych kroków tych
Tak zupełnie niepozornych
Dziś mi mówi - otchłań
GIŃ.

niedziela, 30 lipca 2017

Uzdrowisko

W Ciechocinku po sezonie
Wiatr żegluje
Kolorowych liści flotą
Po kałuży.

Pani Krysia przyjechała
Złapać rybkę w mętnej wodzie
Bo tu ponoć w mętnej wodzie
Biorą całkiem grube rybki.

Pan Jeremi oderwany
Od codziennej swojej sztancy
Zagubiony wśród pokoi
Nieświadomy co się zdarzy.

Królowała na dansingach
Rozpacz w drinkach ukrywała
I wianuszkiem pajacyków
Się co wieczór otaczała.

Wieczorami on wędrował
W towarzystwie długich cieni
Świerszcz ostatni mu przygrywał
Smętną dumkę o jesieni.

Niesmak czując i pogardę
I do siebie i do świata
Że tak łatwo przez te palce
Płyną jej bez sensu lata.

Zamyślona nieobecna
Z cieniem poszła do fontanny
I z ławeczki zobaczyła
Spektakl życia wielobarwny.

On się przysiadł tak na skraju
Choć sam nie wie jak, dlaczego
Całe życie tak nieśmiały
Wziął to życie raz za bary.

I zatonął w głębi toni
Słów nie trzeba było szeptać
I wiedzieli zadziwieni
Połączyła ich ławeczka.

A przed nimi przy fontannie
Jakaś piękna młoda para
Nie zważając na spojrzenia
Swoje szczęście uwieczniała.

I zostali tak przez wieczór
I nie padły wielkie słowa
Ona poszła cichym krokiem
Cała sobą zadziwiona.

On powrócił do szarzyzny
Do codziennej swojej biedy
Ale wiedział że od dzisiaj
Już nie będzie tak jak kiedyś.

W Ciechocinku po sezonie
Wiatr żegluje
Kolorowych liści flotą
Po kałuży.

niedziela, 16 lipca 2017

Poranek

W cieniu żyjesz, byle jakim
Dni są jedną mgłą przykryte
Nie pamiętasz co się jadło
Nie pamiętasz za co piło.

Praca, dom w kolejce czeka
Książka z kotem czasem wygra
Dziś zakupy jutro pilot
Z lustra patrzy smutna gęba.

Na przystanku czekał uśmiech
Słońcu mały sprawił kłopot
Podążyła myśl szalona
Delikatnie choć głęboko.

Nagle czujesz bukiet woni
Nagle widzisz w kropli tęcze
I truskawka w Twojej dłoni
Mówi "Skosztuj, a dam więcej"

Zapisane dni dokładnie
W każdym czujesz po co żyjesz
Przeleciało przez kalendarz
Z dwieście uśmiechniętych buziek.

Horyzontem kreska ciemna
Znaczy linie przeznaczenia
Wiesz że będzie z tego burza
Jednak dziś to bez znaczenia.


czwartek, 13 lipca 2017

Półeczka

Na półeczce, postawiłem,
zdjęcie Twoje uśmiechnięte.

W kolorowej tej bluzeczce,
otulona ranną mgiełką.

Spacer wtedy, taki krótki
nam pozwolił zrobić zdjęcie.

Świat zamknięty w trzask migawki
został tylko jedną chwilą.

Przeszły lata i marzenia
wypłowiało w ramce zdjęcie.

Choć jest nadal uśmiechnięte
w kolorowej tej bluzeczce.

Nie ma łąki gdzie byliśmy
i aparat gdzieś się zgubił.

Ty odeszłaś jak kraj długi
ja musiałem zmienić plany.

Stara ręka na półeczce
dzisiaj spłowiałe głaszcze zdjęcie.

niedziela, 2 lipca 2017

Po 22.00

Poprzez rozkosz mnie prowadzisz
gdzie niepewnie stawiam kroki
chłonąć zapach intymności
co zasłania mocą oczy.

A niewinnie się zaczęło
gdzieś tam w tłumie
błysk Twych oczu
kontur twarzy, włos rozwiany.

I ta chwila w okamgnieniu
wszyscy nadal gdzieś pędzili
my dla siebie "wmurowani"
sami sobą zaskoczeni.

Karminowe i gorące
słodkim szeptem wyszły do mnie
obiecały całą słodycz
całą słodycz mi przelały.

Ten ulotny, nieuchwytny
czar co spowił Twoje ciało
już zawładnął moją wolą
teraz zawsze Go za mało.

Krągłe, pełne niczym owoc
co zwiastuje soku słodycz
a zwieńczone w jednym punkcie
ust zaś prowokując dotyk.

Droga krótka choć daleka
Cienką kreską oznaczona
Oszałamia swą miękkością
wabiąc czarem co tam czeka

Zatopiony w wyobraźni
dnia nie znając ni godziny
chodząc nie śpiąc
śpiąc gdy chodząc

cicho szepcząc
.........
mało.



piątek, 16 czerwca 2017

Chłodne przyjęcie

Dostojnie kroczyłem przez kobierzec dość szorstki.
Powoli, spokojnie, odważny, beztroski
Delikatnie cofnęłaś się na powitanie
Ja wszedłem bez wahania - no cóż mi się stanie?
Delikatnie pieszcząc moje nagie ciało
Od dołu do góry wzięłaś  mnie we władanie
Cały rozgrzany głębiej wszedłem w Ciebie
Aż poczułem że cały sztywny, drętwieję
Ożeż ty, orzeszku! - zakrzyknęło ciało
Wyskakując na piasek, sine jeszcze drgało
To ja do Ciebie przez pół jadę Polski
A Tyś mnie witasz chłodem iście morskim.


niedziela, 11 czerwca 2017

Żabki



Zawieszeni gdzieś po drodze
gdzieś nad ziemią
a pod niebem

Kolorowo tak czekamy
kiedy zapiąć się znów
damy .....


niedziela, 4 czerwca 2017

Jeszcze



Jeszcze w to wierzę
Że kiedyś uwierzę
Że może tak być ...

Poranek gdy wstanie
to wspólne śniadanie
i dotyk Twych rąk....


I spacer po trawie
i takie gadanie
co ginie wśród traw....


I rzeki spojrzenie
błękitne muśniecie
w oczach Twych blask....


Jeszce Cię dotknąć
swoim spojrzeniem
myślą radosną ...


Muszę uwierzyć
że kiedyś chcę wierzyć
Że nie będzie to snem....

sobota, 27 maja 2017

Kręgi

Jedna chwila. Jedno słowo
Jeden gest. Jedno spojrzenie
Odbijają się kręgiem na rzece
naszego życia.
Te kręgi na wodzie
choć takie same
to zawsze są inne
siłą rzeki życia
w ruch wprawiane.
A kiedy we dwoje
na brzegu staniemy
 uczuciem głębokim
 mocno spleceni
to wtedy się zdarzy
cud jednej chwili
że jeden krąg utworzą 
w biegu dwie rzeki.


Na kamieniu 49

Ta chwila przed wschodem
Kiedy światło i cienie
Budzą rozsądek
Usypiają  marzenie.

niedziela, 21 maja 2017

Krawędź 1

Szklanka denkiem o stół stuka
w środku fala się przelewa
 płyn co mąci moje oczy
dziś swą mocą mnie zaskoczy.

Dzień do dnia tak podobny
kolor drinków tylko zmienia
czy różowy, czy zielony
kiedy wejdę w strefę cienia.

Z każdą kroplą o krok dalej
raz czas goni, raz ucieka
Raz go ścisnę w swojej dłoni
Raz On mocno mi dokopie.

Tyle znaczeń nic nie znaczy
Tyle gestów wiatr porywa
Tyle uczuć już nie grzeje
Tyle osób znika w dali.

Szklanka na stół przewrócona
Traci moc oparów swoich
Wiotka ręka zagubiona
Umysł sięga cichej głębi.

wtorek, 16 maja 2017

Dotyk

Na mych dłoniach czujesz lata
mówią swą historię cichą 
spracowaną i niemiłą 
Brudną, ciężką, nawet brzydką 
Naznaczoną kalendarzem
blizn jak daty zapisanych
Twarde dłonie, popękane
po co światu o nich mówić.

Jedna chwila, w jednym czasie
jeden krótki dotyk szczęścia 
A ja czuję że me dłonie
Twardą mają delikatność,
Gdy muśnięciem Cię dotykam
czujesz każdą chropowatość,
obejmując Twoje ciało
moje blizny skórę palą
co pobudza twoje zmysły
I nie chowam już swych dłoni.

A na co dzień
jak co rano
w kieszeń chowam
swoje dłonie
idąc sprostać
dziś wyzwaniom
zawsze wierzę
w swoje dłonie

niedziela, 7 maja 2017

Ciem

Siedzę przy ogniu
wpatrzony w jego głębię
Dlaczego zapłoną
czy głęboko sięgnie we mnie.

Płomienie wysoko
oświetlając cienie
A Cienie tańczą
jak na arenie.

W źrenicach złowroga 
poświata czerwona   
  złotą iskrą rozświetlona.
Ale tylko na moment
bo droga daleka
Iskra błyśnie i pomknie drogą do nieba.

Żar powoli drąży do głębi
Głębi co w koło wszystko ziębi
powoli przenika 
grzeje stare kości 
i kruszy się lodowa
powłoka z nicości.

Powoli powstaję
niczym zmartwychwstały 
w ogniu gorącym 
cały skąpany
prostuję skrzydła
marząc o tym locie.

 Euforią przepełniony 
lecę po spirali
a ogień coraz mocniej
  do siebie mnie wabi.

I błysnę jak ta Iskra
I w czyimś zalśnię oku
I pomknę do nieba 
Bo droga to daleka


wtorek, 2 maja 2017

Nocy noc

Gdy pod powieki
piasek dnia się sączy
ziarno za ziarnem
drapie zmęczone oczy.

Tańczą gwiazdy
planety i nocy otchłanie
wszystko, co zapragniesz
od razu się stanie.

Nocne marzenia
dają chwilę ukojenia
czerwone zamykasz
oczy załzawione.

Dłonie twarde
dotykają spocone, 
choć wyimaginowane
to takie stęsknione.

W łuk się wygina
gęsią skórką pokrywa
kropla słodyczy w kąciku spływa
oby ta chwila się nie skończyła.

sobota, 22 kwietnia 2017

Pierwszy krok

Długa drogo
Kręta drogo
Co wyzwaniem
Jesteś moim
Za horyzont
mnie prowadzisz
Życia, słońca
gdzie bez granic
spojrzę w mgłą 
zasnute oczy
Niespodzianką
jesteś cichą
Buty w kącie
zostawiłem
Płaszcz na kołku
smutno zwisa
I tak ruszam
bez przeszłości
łapiąc czas
co mnie omija.




niedziela, 16 kwietnia 2017

Kroki

Nagle w nocy cicho wstałaś
Już Cię chciałem dłonią złapać
Już otwierać miałem oczy
Już Cię słowem chcę zaskoczyć

Cicho poszłaś do pokoju
Tam walizka gdzieś ukryta
Codziennością spakowana
Życiem zwykłym wypełniona

Torba pełna Twoich rzeczy
Tych normalnych i niezwykłych
Przepełniona wspomnieniami
Na ramieniu Ci spoczęła

Drzwi na dole lekko trzasły
Dłonią ściskam prześcieradło
Twym zapachem przepełnione
Twego ciała żywą magią

Gdzieś ulotny zapach został
W szafce w kuchni w korytarzu
Idąc łapię w swoje zmysły
Szepcąc przez ściśnięte gardło

Żyję patrzę nic nie widzę
Dziś zasypiam ze świtaniem
Wstaję kiedy słońce wstaje
Nie śpię bo się wspomnień boję

Że gdy zamknę w nocy oczy
To poczuję że znów wstajesz
Że zaskrzypią Twoje kroki
A ja dłonią Cię nie złapię ....


niedziela, 9 kwietnia 2017

Czas

Dorwę kiedyś Cię pan Czas
I zatrzymam, choć na chwilę
Dla mnie skończy się Twój czas
Dla mnie inne ruszą chwile.

Byłeś jak wyschnięta rzeka
kamienista, na zakrętach.
Za te stopy poranione
za te plecy przygarbione

Dorwę kiedyś Cię pan Czas
I zatrzymam, choć na chwilę
Dla mnie skończy się Twój czas
Dla mnie inne ruszą chwile.

Za uniesień krótki czas
i za całe dni czekania.
Za umytą łzami twarz
za czerwone oczy te bez spania

Dorwę kiedyś Cię pan Czas
I zatrzymam, choć na chwilę
Dla mnie skończy się Twój czas
Dla mnie inne ruszą chwile.


Za budzika ranny wrzask
i za krótkie chwile drzemki.
Za przebyty razem czas
za przebyte te udręki

Dorwę kiedyś Cię pan Czas
I zatrzymam, choć na chwilę
Dla mnie skończy się Twój czas
Dla mnie inne ruszą chwile.

Za ten życia gorzki smak
lukrem z wierzchu maskowanym.
Za ten piękny wiśni kształt
co go sięgnąć nie dam rady.

Dorwę kiedyś Cię pan Czas
W głębię spojrzę pustych oczu
Nie odnajdę życia tam
Ani drogi do powrotu.





wtorek, 4 kwietnia 2017

Pozwól

Ile nocy .... nieprzespanych
Ile pieśni ....niezagranych
Ile dłoni .... bez dotyku
Ile spojrzeń .... w dal utkwionych
Ile razy .... krok cofnięty
Ile słów .... przez gardło ściśniętych
?
Byłaś, jesteś, pozostaniesz
Ale pozwól teraz wstanę
teraz wezmę torbę życia
trochę woli, trochę picia
trochę drogi, kij żebraczy
i swych marzeń plecak stary.

Rankiem Twoje złoże imię
rosą wzniosę toast szczery
A wieczorem choć zamglona
ukołysze Twoja bliskość
Z każdym krokiem coraz dalej
W drogę bez powrotu zdążam. 



niedziela, 2 kwietnia 2017

Kawa



Czarną kawę
Czarną nocką
Czarne chłepczę
Se kocisko


A ja siedzę
Przy tej kawie
Na kolanach
To kocisko


Kocham kawę.
Kocham koty.
I nie wierzę
W zabobony


Tylko czasem
Nie za często
Gdy mnie chandra
Po dniu męczy


Biorę szpilkę
Cicho szepczę
Z wdziękiem wbijam
W Tę laleczkę.

wtorek, 28 marca 2017

Jak prawie




Jak prawie


Na zakręcie 
W bystrym odmęcie 
Na cienkiej gałęzi 
Na samej krawędzi 
Siedząc wsłuchany 
W szept życia ulotny 
Smakuję to życie 
Tak aby, by aby 
Końcem języka 
Wśród pogrzebanych 
Marzeń i pragnień 

Na cmentarzu dokonań...



niedziela, 26 marca 2017

Walentynki



Tam gdzie miasto się już kończy 
Serpentyną zakręt przędzie 
Walentynek piękna magia 
Na spotkanie wam wybiegnie 
W oczy spojrzy wam wymownie 
Prezentując swoje wdzięki 
I zamruczy wam głęboko 
Serce wasze pozna dźwięki 
Zachwyt wkradnie wam się w duszę 
Dłonie same znajdą kota 
Gęba wam się rozpromieni 
Miłość dzisiaj was omota 
Jeśli znacie to uczucie 
Jeśli coś skrywacie na dnie 
W Walentynki pomiziane 
Może serce wasze skradnie? 

Mikołajki

Tam gdzie miasto się już kończy 
Serpentyną zakręt przędzie 
Mikołajów stoją sanie  
Ustawione w równym rzędzie 
Mikołajom w tym ich trudzie  
Wiszą wory tuż przy udzie 
Oczy błyszczą im z wysiłku 
Dla radości chwil tych kilku 
Już się snują opowieści  
Kawa pachnie, koniak pieści 
Wymiziane aż do szczętu 
Koty siedzą wśród prezentów 
Tak w Mruczarni nam upływa 
Ta magiczna piękna chwila.

Mruczarnia


Tam gdzie miasto się już kończy. 
Serpentyną zakręt przedzie. 
Stoi buda urokliwa. 
To "Mruczarnia" znana wszędzie. 
Tam przychodzą miłe panie. 
I w gronie swym niewielkim. 
Drapią koty gdzie wypadnie. 
Ku uciechom wszelkim. 
Też bywają tam panowie. 
Co przy małej czarnej siedzą. 
I podrapią po futerku. 
Radość z tego mając wielką. 
Więc nie czekaj ani chwili. 
Przybądź do nas bośmy chciwi. 
Byś pogłaskał po futerku. 
Rozanielił aż do szczętu.
A my w zamian wymruczymy. 
Serenadę na twym sercu . 

Koty.

niedziela, 19 marca 2017

Jeśli


Jeśli kiedyś zdarzy się
Że usiądę przed swym domem
W twarde ręce wezmę lipy pień
I wyrzeźbię sobie żonę.

Nie za młodą, nie za starą
Nie za dużą i za małą
Nie za szybką i za wolną
Taką moją, taką zwykłą.

O spojrzeniu jak to niebo
Co się w tym odbija stawie
A nad stawem zawieszonej
Łzy Anielskiej, gdy świtanie.

Co ma ręce delikatne
dłonie smukłe, palce długie
i oplata tymi dłońmi
moje ręce twarde, brudne.

I porankiem tak radośni
zapatrzeni tylko w siebie
wybiegniemy na polanę
w rosie umyć nocy cienie.

A wieczorem w buków ciszy
zapleciemy palców końce
i pójdziemy po księżyca
srebrnej gwiezdnej dzikiej łące.

niedziela, 12 marca 2017

Jasiek

Czarny Jasiek w czarnym lodzie
czarne szczerzy do mnie zęby.
Czarna drynda czarną nocą
czarne myśli ze mną wiezie.
A gdy czarny Jasiek w koźle siadzie
Drynda pomknie za skraj nocy.

niedziela, 5 marca 2017

Na kamieniu 48


Wśród kamieni 
W zimnej dali 
Cicho szepcze 
Wiatr te słowa 
Że ogrzeje zimne serce 
Wiosną 
Cicho nadchodzącą

niedziela, 26 lutego 2017

Topik 19

-19-

Księżyc falował odbity na powierzchni rzeki, zanurzone nieruchome nogi nie powodowały nawet jednej zmarszczki. Siedziała ze wzrokiem wbitym w jakiś odległy, nieruchomy i nieistniejący punkt.

Jeszcze się dobrze nie zaczęło, a tak ma się skończyć? Ta myśl nie dawała jej spokoju, nie chciała nic kończyć, ale nie miała też sił walczyć z losem.

Siedziała tak długo pogrążona w sobie, najpierw zaszło słońce, potem wszedł księżyc i zaczął swą powolną drogę po rzece. Lekkiego szumu wiatru, cichego śpiewu rzeki nic nie mąciło.

Siedziała tak nie pierwszy raz, za każdym następnym była bardziej zdesperowana, ale też w tej ciszy znajdowała ukojenie. Jej wewnętrzny głos zawsze zaczynał powoli przemawiać, a to, co mówił, leczyło jej młodą duszę z ran.

Rzeka delikatnie zafalowała, a po wodzie rozszedł się dźwięk. Z początku cichy, od którego jej ciało pokryło się gęsią skórką, a włosy z tyłu głowy zaczęły mrowić. Dźwięk narastał tak, jakby sama woda go przybliżała, przypominał płacz dziecka, tylko był wyższy i brzmiała w nim trwoga. Była jak sparaliżowana, a jakiś głos mówił jej "Uciekaj, zamknij oczy!". I choć chciała tak postąpić, to nie mogła – stała i patrzyła na lustro wody. W oddali zamajaczył jakiś niewyraźny kształt, leniwie zbliżający się w jej kierunku.

Powoli zaczęła dostrzegać szczegóły tego, co niosła woda. Jak zahipnotyzowana wpatrywała się weń, choć wiedziała, że nie powinna. Wewnętrzny głos rozsądku mówił: "Odwróć wzrok, wstań i odejdź.", Jednak ona powoli zsunęła się do wody, która w tym miejscu sięgała jej do piersi i brnęła w stronę nieuchronnego przeznaczenia. Woda stawała się coraz głębsza, prąd silniejszy, a ona coraz bardziej zdeterminowana. Już widziała, że na wodzie unosi się worek, widziała wiele takich worków po nawozie. Sięgnęła ręką – jeszcze za daleko. Zachwiała się, a spod nóg usunął jej się grunt i cała zanurzyła się w zimnej, cicho szumiącej wodzie. Spanikowała. Nie bała się wody, ale przeraziła ją myśl, że minie się z workiem i jego tajemniczą zawartością. Na szczęście wypłynęła tuż przy worku i chwyciła go dłonią, a wtedy wewnątrz coś się poruszyło i wydało dźwięk taki, że przez całe jej ciało przebiegł dreszcz. Rzuciła się do tyłu mocno zaciskając dłoń na zdobyczy. Czymkolwiek lub kimkolwiek jesteś, już cię nie wypuszczę, postanowiła, mozolnie brnąc w stronę brzegu. Wyrzuciła worek na brzeg i sama się wygramoliła. Była zmęczona, ale czuła strach i podniecenie, w tobołku coś się lekko poruszało, choć żaden dźwięk nie dochodził do jej uszu. Nabrała głęboko powietrza, przeżegnała się i chwyciła za dolny róg worka, wyrzucając jego zawartość na trawę. Pożałowała, że księżyc tak dobrze oświetla łąkę, bo to, co ujrzała, spowodowało, że upadła na kolana i zwymiotowała całą zawartość żołądka. Podniosła jeszcze raz oczy, choć dałaby wszystko, aby więcej tam nie patrzeć. Wiedziała, że musi, przecież jeszcze chwilę temu coś się tam ruszało. Spomiędzy kępek futra, wnętrzności, krwi i innych rzeczy, których nie chciała nazywać, w jej kierunku powoli poruszał się jakiś niewyraźny kształt. Przemogła niechęć i obrzydzenie i sięgnęła drżącymi dłońmi.

Kształt okazał się mokrym, trzęsącym się, ślepym kotem. Zawinęła go w suchą bluzę, która leżała na brzegu, mimo iż sama drżała z zimna i przebytych wrażeń. Przytuliła go mocno i pobiegła do domu, powtarzając jak mantrę „Topik".

niedziela, 19 lutego 2017

Szarość

W szarym życiu
w szary dzień
tylko szare są zdarzenia
szary ranek, pusta miska
szary wieczór, głód naciska
szare myszy w szary cień
szare swe kierują łapki
szare oczy w szary mrok
szare tam kieruje kroki
szarej drogi zimny trop
szara pędzi po nich smuga
szary świst przecina mrok
i tak ciemność się zaczyna.


niedziela, 12 lutego 2017

Obiecałem

Obiecałem
łez Twych potok
dotrzymałem

Obiecałem
żar ust gorących
dotrzymałem

Obiecałem
trudne słowa
dotrzymałem

Obiecałem
głębie spojrzeń
dotrzymałem

Obiecałem
smutek nocy
dotrzymałem

Obiecałem
szczęścia chwilkę
dotrzymałem

Obiecałem
że obiecam
dotrzymałem

Obiecałem
swemu życiu
że za rękę je powiodę
za tę rzekę i za górę
za piaszczystą krętą drogę
za poranki pełne nocy
i za noce pełne blasku
że do końca połączeni
gdzieś ostatni wypijemy
co mówimy że za zdrowie
wtedy cicho odejdziemy
Obiecałem
......
i dotrzymam.

                 

sobota, 4 lutego 2017

Na kamieniu 47

Nigdy nie mów nigdy
to słowo nigdy nie znaczy to samo
ile razy słyszałem nigdy
i ile razy nigdy nie było tak samo

niedziela, 29 stycznia 2017

47

Gdy dostanę życzeń furę
Skrzydeł doda to u ramion
Nocą wyjdę na ulicę
Biegnąc w mroku samotności
Kopytkami o bruk zagram
Echo wzmocni to wielokroć
Skrzydła wzrosną mi u ramion
Poszybuję nad swym życiem
Zataczając ciasne kręgi
Spojrzę z góry, świat zobaczę
I zapragnę zabić smoka
Spalić księgę. Wypić beczkę
Widzieć piękno. Kochać piękne
Śmiać się głośno. Płakać mało
I dogonić pociąg marzeń
Zanim zniknie za pagórkiem
Bym nie został goły, nędzny
Gdzieś na stacji zwanej życiem.


niedziela, 22 stycznia 2017

Biel

Białe piękno 
W białym puchu
W białym jest zaklętym czasie
Stoi siłą w białej skale
Białe w myślach ma przesłanie
Białe usta w cienkiej kresce
Tylko jedno zawołanie
.....
Gdzie jest
moje 
kochanie?
.....

niedziela, 15 stycznia 2017

Skrzydła


Na kołku skrzydła w srebrnym kurzu wiszą
W ciszy strychu delikatnie się kołyszą
Ostatni księżyca promień po nich błądzi
Odnawiając biel anielską co nigdy nie schodzi.

Na co dzień ze słońcem bez żalu wstajesz
Radość na każdym kroku rozdajesz
Twój dotyk ulotny, świat lepszym czyni
W spojrzeniu zawarte są wielkie czyny.

Tylko wieczorem, choć bardzo rzadko
Kiedy w domu śpi nawet cisza
Wchodzisz w skrzydła co na Ciebie czekają
A rozpostarte szumem piór przemawiają.

Skąpana w blasku anielskiej poświaty
Przez chwilę, kiedy czas stoi w zegarach
Tylko dla siebie jesteś Aniołem
Zakryta skrzydłami co tak otulają.





sobota, 14 stycznia 2017

niedziela, 8 stycznia 2017

Dzień z życia


Grażyna gwałtownie weszła do mieszkania, nie zatrzymując się podeszła do zlewozmywaka i nerwowo zaczęła myć ręce długo, zdecydowanie za długo, twarz miała ściągniętą, zszarzałą, bez wyrazu. Gwałtownie wciągnęła powietrze tak, jakby nie oddychała od wielu godzin, przekleństwo zabrzmiało wraz z wydechem "Pie...... życie". Podeszła do okna, trzęsącymi się dłońmi wzięła papierosa i dopiero trzecią zapałką udało jej się zapalić, popatrzyła z góry na ledwie widoczną plamę na asfalcie pod oknem, łza stanęła jej w oku, w ustach zabrzmiał szept : "Ogonek". Z trudem skierowała wzrok na pobliskie komórki, na których dachach trzy pozostałe koty oddawały się błogiemu lenistwu, całkowicie nieświadome tego, co się stało i tego, co się wydarzy. Zdusiła papierosa w popielniczce i już zdecydowana podniosła telefon do twarzy, numer był w kontaktach, po trzecim dzwonku ktoś odebrał.
- Dzień dobry. Grażynka z ulicy Listopadowej
- ... Proszę, przyjedźcie, dziś stało się coś strasznego....
-….. - Dziękuje, do zobaczenia.
Stała długo jeszcze przed oknem ....
Czesław siedział przy swoim stanowisku pracy w wielkiej hali, z której roztaczał się widok na skwer, teraz szary i ponury, ale przecież była jesień i dzień szybko się kończył. Między nagimi drzewami ostatnie promienie słońca z trudem przebijały się przez chmury.
- Do dupy -  pomyślał i spojrzał na lewo, gdzie stało kilka pełnych pojemników z gwoździami, przeniósł wzrok na prawo i uśmiechnął się pod nosem. „Się działo” -  pomyślał, patrząc na jeden mały pojemnik, prawie pusty. Czesław Pokot miał bardzo odpowiedzialne zadanie - prostował gwoździe. Żaden gwóźdź nie mógł opuścić fabryki, jeśli nie został oceniony przez Czesława.
Ale dzisiaj praca mu nie szła. Myślami był już gdzie indziej.
Remigiusz Koterski z uporem maniaka walił w enter, a monitor z uporem przedmiotów martwych wyświetlał „error”. Jak na razie wygrywał komputer. A miało być tak proste i łatwe szybkie zlecenie. Kawa z panią Mariolą, mały tradycyjny flircik, a wyszło jak zawsze Zamiast małego wirusa miał przed sobą jakąś wredną małpę, z którą walczył już od 6 godzin. Biura w tym czasie opustoszały, a pani Mariola poszła na drinka z tym palantem Tomkiem. "Nie ma sprawiedliwości" - pomyślał i z nieukrywaną furią walnął w enter kolejny raz, a na ekranie zaczęły przelatywać komendy. "Kurwa .....ruszyło" — pomyślał. Zdolny jestem, ale jak to zrobiłem? Ta chwila refleksji szybko przeminęła i zastąpiła ją myśl "Zdążę".
Nad drzwiami złoty napis głosił „ Przechodząc Przez Te Drzwi Porzuć Wszelką Nadzieję". A na drzwiach wisiała wielka i zdobna tabliczka „Starszy Referent Od Spraw Niemożliwych mag. inż. Beata Palikota”, trochę niżej druga tabliczka „Nie Wchodzić Bez Zaproszenia”, a zupełnie nisko tak, że aby przeczytać, trzeba było się schylić, trzecia „Petent Pozostanie Zawsze Petentem”. W pokoju za wielkim biurkiem stojącym na wprost drzwi siedziała królowa tego świata, a przed nią na małym drewnianym zydelku mały szary człowieczek. Władczyni spojrzała wymownie na zegarek, na człowieczka i z powrotem na jego papiery. Wie, jakie popełnił przestępstwo - zawiesiła głos — obywatel ...
- Zenon, proszę pani ... Misiak Zen...
Zamilkł pod groźnym spojrzeniem zielonych oczu. - Zenon, czy wiesz, jaki popełniłeś przestępstwo? - pytanie zawisło w powietrzu, a z radia płynął właśnie nokturn Chopina.
Zenon chciał przełknąć, ale nie mógł w ustach była Sahara.-  Ja...- zaczął ochrypłym głosem. - Ja nic...
Głos z wysokości przerwał te postękiwania: Misiaku Zenonie, czy wiesz, że w rubryce 758 strony D nie postawiłeś kropki ?!
Oczy Zenona zrobiły się wielkie jak patelnie do jajek sadzonych i miały podobny wyraz.
- Kropki?! - stęknął Zenek i oczami wyobraźni zobaczył swoją żonę Zenobię z gromadka dziatek swoich siedzących w kartonowym pudle pod mostem, a siebie samego zesłanego na Syberię albo i dalej.
- Kropki?! - powtórzył i poczuł, jak wszystko z niego uchodzi. Doskonale wiedział, w jakim biurze jest i przed kim odpowiada. Tabliczka nie kłamała. Porzucił wszelką nadzieję.
Ale o dziwo władczyni rzekła dziwnie miłym głosem: Ale, drogi Zenku, dziś jest twój szczęśliwy dzień i z tej okazji ja postawię brakującą kropkę, dobrze? A ty szybko sobie pójdziesz. Spojrzała na zegarek, czas był najwyższy.
Spotkali się w lokalu, w ciszy, bez zbędnych słów. W końcu to nie pierwszy raz mieli wyjść na miasto.
Było ich troje, wszyscy wysocy, ubrani podobnie, w skórzane kurtki zdobione ćwiekami oraz naszywkami, pod spodem mieli czarne golfy tak, żeby być niewidocznym.
Spodnie, czarne dżinsy z nieodłącznym łańcuchem do kluczy, choć tak naprawdę żadnego klucza to nikt tam nigdy nie widział.
Na nogach mieli czarne wysokie sznurowane glany, dość już zużyte, ale dzięki temu mające swoisty urok.
Szybko zapakowali do wysłużonego forda ka w kolorze czerwonymi niezbędne akcesoria i odjechali w mrok, a mgła coraz bardziej zachłanne wciskała się w każdy zakamarek miasta. Daleko nie ujechali, kiedy nagle drogę przebiegł im czarny kot i szybko skrył się w ciemnościach, stanęli. -Będzie pech - powiedział kierowca.
- Jedź, dla nas to na szczęście koty biegają - powiedziała kobieta. - Zapomniałeś, jesteśmy kociarzami.
- A, prawda - powiedział kierowca, ruszając, ale i tak lekko splunął przez lewe ramię i wymamrotał coś niezrozumiałego.
Droga nie trwała długo, a Guns 'N' Roses śpiewający z CD tylko ją skrócili.
Prowadził Remigiusz, zwany przez wszystkich "Reniferem", obok kierowcy siedziała Beata - matka, żona i kochanka, nasza znajoma z urzędu.
Na tylnym siedzeniu w rytm muzyki bujał się Czesław, próbując sobie nic nie zrobić wśród niezbędnego sprzętu.
Zaparkowali pod drzewem, na tyłach kamienicy, w miejscu, gdzie nie dochodził żaden promień światła, a mgła, która coraz śmielej otulała miasto, jeszcze bardziej skryła ich poczynania.
Wyjęli z bagażnika wszystko, co uznali za stosowne. Beata wzięła klatkę metalową, w kieszeń schowała dwa whiskasy i jednego gourmeta, do drugiej kieszeni wsypała drimsy, im żaden zwierzak nie potrafił się oprzeć.
Panowie wzięli po transporterze, latarce oraz grube rękawice, które już nie raz uratowały niejeden palec.
Tak przygotowani ruszyli alejką na miejsce i przeczucie mówiło, że dziś nie wrócą z pustymi klatkami.
Szli alejką, a mgła otulała ich postacie tak, że niknęli całkowicie w mroku i tylko miarowy odgłos ich kroków zwielokrotnione przez ciszę niósł się poprzez ciemność
Pomiędzy pierwszą a drugą komórką w przesmyku, o którym wiedzieli, że jest uczęszczany szybko rozstawił swój sprzęt i pozostało im już tylko czekanie, ale to była dobra noc nie minęło 10 minut, a już szczęk spadającej kraty zwiastował udany połów.
Pierwszy był bury kocur, duży, zadbany i śmierdzący na kilometr Renifer, biorąc go do kontenera smętnie pokręcił głową — oby nie zaszczał mi autka, bo żona mnie tego nie daruje
Beata spojrzała rozbawionym wzrokiem i powiedziała: "No, nie bądź mięczak".
Nie minęło 30 minut, a klatka zatrzasnęła się dwa razy, jeszcze mieli kotkę tri i jakiegoś dziczącego podrostka, który strasznie rozbawił Czesia tym, że tak się wgryzł w jego rękawiczkę, że ten wyjął rękę z uczepionym kotem i przeniósł to walczące zwierzę do kontenera i tam zostawił razem z rękawiczką.
Malutki milutki Zębatek Czesiowy - powiedział Czesio do kontenera słodkim głosem. - Wryyyyy -  zamruczał kontener w odpowiedzi.
Po zapakowany zdobyczy do autka, które zaraz wypełniło się swoistym aromatem ku zgryzocie Reńka.
- No to wio - zdecydowała Beata. - Jedziemy do Anki.
W lecznicy jak zwykle wiało pustką i nudą, tak więc bez przeszkód mogli od razu zaprezentować swoje zdobycze pani doktor.
A ponieważ dzień upłynął na błogim nieróbstwie oraz dłubaniu w zębach od czasu do czasu, spoglądaniu na fejsa, doktorka stwierdziła: "Tniemy od razu" i nim się ktokolwiek zdążył obejrzeć, już buras spał jak nieżywy
- Ty pierwszy, śmierdzielu - z błyskiem w oku powiedziała Anna.
Sala na zapleczu była mała, ale czysta i zadbana, znajdował się tam stół ze stali nierdzewnej, dobre oświetlenie i wszystko, co niezbędne na sali operacyjnej.
Na stole leżał bury kocur, a doktorka z błyskiem w oku zabierała się za cięcie.
Nim minęły dwie godziny, krew skapywała z rogu stołu na podłogę, a ostatni kot właśnie został zaszyty.
Doktor Anna wszystkie koty ułożyła w osobnych klatkach tak, aby mogły w spokoju się wybudzić i przy każdym z nich chwilkę spędziła, głaszcząc i czule przemawiając.
Rano przed zamkniętymi drzwiami spacerowała lekko podenerwowana kobieta w średnim wieku, doskonale wiedziała, jaki był wynik nocnych łowach i co zrobiła wetka i bardzo chciała już zobaczyć te koty na żywo.
W końcu drzwi się otworzyły i mogła wreszcie poznać osobiście swoich nowych podopiecznych. Cała trójka była już wybudzona, choć z bardzo złych humorach, ponieważ nie otrzymała jeszcze śniadania.
Agnieszka podeszła do klatki z burym kotem, ostrożnie ją otworzyła i powoli wsunęła dłoń do klatki, a we wnętrzu spotkało ją miłe i bardzo mruczące przyjęcie.
Nie myśląc ani chwili, wyciągnęła kota z klatki i przytuliła, szepcząc "Już dobrze kocie, ciocia nie da skrzywdzić swojego maleństwa" — błysk w oku miał odcień szaleństwa.