sobota, 30 lipca 2016

Morze


Tak na chwilę
Z tak daleka
Swoje kroki skierowałem
Tyś czerwienią mi wybiegłaś
Na wieczorne to spotkanie.

Łzy


Łzy nie moje
A jak moje
Ślad zostawią
Przez chwil kilka.

Słońce barwy im przywróci
Łzy uniosą się do nieba
Na kamieniach pozostanie
Soli kryształ zapomnienia.

wtorek, 26 lipca 2016

Na kamieniu 28


Z głupich myśli głupie słowa
Z tego głupia zaś rozmowa
Głupie wnioski, spostrzeżenia
Taka... twarda...
Głupota ... kamienia.


niedziela, 24 lipca 2016

Na kamieniu 27


Sen powieki nicią przeszył 
zamazany obraz nocy
księżyc się szyderczo śmieje
gwiazdy kręcą warkocz z nocy
dłoń wyciągam, w noc zatapiam
mgła przez palce mi przepływa
księżyc świeci prosto w oczy
tracę to co mnie tu trzyma...



Na kamieniu 26


W ciszy żal w siłę rośnie
W ciszy smutny wstaje księżyc
W ciszy smutne gasną oczy
W ciszy smutne gaśnie życie.


niedziela, 17 lipca 2016

Moje Anioły


Anioły, o których marzę
mają ręce dobrocią pokryte
włosy w kolorze marzeń
i oczy głęboko skryte.

Anioły, o których marzę
latają zawsze cichutko
siadają na starej ławce
w rządku wszyściutkie równiutko.

Anioły, o których marzę
do ucha szepczą cichutko
zrób dzieciom kanapki do szkoły
i do roboty smaruj prędziutko.


Anioły, o których marzę
zawsze czuwają bliziutko
skrzydłem zasłonią przed ciosem
wodę zamienią z wódką.

Anioły, o których marzę
trącą mnie lekko pod bokiem
zobacz jak piękna ta pani
i jak idzie anielskim krokiem.

Anioły, o których marzę
gdy przyjdzie ostatni godzina
wianuszkiem otoczą mnie ścisłym
śpiewając o niebieskich połoninach.

Anioły, o których marzę
przy kamieniu siadają cichutko
gdy spocznę w ziemi pod skałą
nie dadzą kamieniom zapomnieć.
Obraz pani
 Ewy Łazowskiej

czwartek, 14 lipca 2016

Czas (izba)



Kiedy znów usiądę
przed swym domem
W dłonie złapię
zapach wiatru
A na skroniach
krople deszczu
Mokrą sprawią
mi zabawę.


Ale teraz
w ciasnej izbie
Ciemne kłębią
się tumany
Promień słońca
coś próbuje
Ale ginie
w mroku marnym.


Mokre plamy
bez konturów
Drżącą ręką rozlewane
Mamią zmiennym
swym wyglądem
Stół napity ponad miarę
chwieje się na swoich nogach
nie istnieje nic co stałe.


Noc zamyka swoje dłonie
w lodowym gwiazd bezmiarze
Zatraciłem upływ czasu
tak jakby go nie było wcale
Świecy obraz po wielokroć
jest odbity w lustra śladzie
Martwe oczy nad tą świecą
gasną w nocy tym bezmiarze.


Kiedyś znów usiądę
W świetle zmrużę oczy stare
gdzieś dostrzegę zieleń trawy
gdzieś usłyszę psów szczekanie
ptak zaśpiewa ponad głową
wiatr zanuci pieśń radosną
I tak będzie za czas jakiś
czas co skończy umieranie...


czwartek, 7 lipca 2016

Na kamieniu 21



Marzenia w ciszy umierają
pod łzą ukryte, warg zaciśniętych
Bez marzeń tylko skorupa zastaje
co idąc nie idzie
przez życie nie żyjąc.


Na kamieniu 20



Deszczem zmoczony
na wskroś przesiąknięty
Z brudu umyty
Z grzechu wyprany
Przez chwilę haust
powietrza złapie
w myśli
niesplamione .....


środa, 6 lipca 2016

Na kamieniu 19





Długość nocy

snem nie mierzona

Szczęście co piaskiem

sypie w oczy
Przez ciemność turkot
się niesie nocy
Zda się czarna kareta
Pod sen mój zajeżdża
A to tylko serce nierówną
Z rytmem toczy walkę
Dziś jeszcze wygraną...

niedziela, 3 lipca 2016

Tęsknota


Kiedy tęsknota do ziemi przygniata
pazur na strzępy uczucia rozrywa
sięgasz po kamień co stoi na drodze
bo w nim jest co stałe, bo w nim jest ta siła.

Ostatnim wysiłkiem pazury zatapiam
w skale co drogę wyznacza
i krwią skropiony szlak przebywam
bo moja jest wola i moja jest walka.

Krwi nie wystarczy na szlak do przebycia
wola zmieszana z pyłem opadnie
lecz pełznąć wciąż dalej i dalej zamierzam
bo takie to życie nie do przeżycia.




Na kamieniu 18


Noc świtem wymazana
gdzieś odchodzą zmory nocy
Świt przekłuwa oczy z nocy
czerwień wpada w głębie źrenic
Niewidzące w górę wznoszę 
łzy wyżłobią ścieżkę krętą 
i obmyją serce kruche
co żywiło się nadzieją ...

Na kamieniu 17


Gdzie żywiołów 
cienka jest granica
Gdzie miękka fala
 skałę napotyka

Tam nie wiadomo
co walkę wygrywa
czy miękkość co otula
czy twardość co przeszywa.



piątek, 1 lipca 2016

List czytelnika

Mam 45 lat i w moim życiu pojawił się pewien problem. Ale może zacznę od początku…

Wiodłem do niedawna życie nudne i takie jak wszyscy, no prawie wszyscy: dom, praca rodzina, dzieci, czasem grill lub mała awantura rodzinna – codzienna monotonia.
Ale jakiś czas temu coś zaczęło się w naszym życiu zmieniać.
W małżonce, bardzo atrakcyjnej kobiecie, która wielokrotnie mówiła: „Gdzie ja miałam oczy, jak cię brałam?”, zaczęły zachodzić bardzo subtelne zmiany: więcej czasu spędzała, szykując się do pracy, myślami była nieobecna.
Zaczęła wychodzić częściej na spotkania z przyjaciółkami. Na pytanie, co to za znajome, odpowiadała, że nowe z pracy i ich nie znam.
Jej telefon potrafił zadzwonić o dziwnych porach i jak odebrała, najczęściej nic nie mówiła. Na moje pytania odpowiadała: „To nic ważnego”.
A co najdziwniejsze, jej telefon był zablokowany. Jednego wieczoru, jak chciałem sprawdzić godzinę i sięgnąłem po ten cholerny telefon, mało mi oczu nie wydrapała, jak lwica go broniła.
Kilka dni temu, kiedy wynosiłem śmieci, zauważyłem ruch przy śmietniku, ale moją uwagę zwróciło pudełko, zgniecione w naszych śmieciach. Raczej nie grzebię w śmieciach, ale to pudełko bardzo mocno mnie zaintrygowało. Było ładne, ciemne, a obok wstążka, bordowa. W środku musiała znajdować się bielizna, markowa i bardzo piękna. Nie przychodziła mi do głowy żadna okazja, o której mogłem zapomnieć. Ja tego nie kupiłem, a jak nie ja, to kto? Sama?
W jej szufladzie bielizny nie było. Gdy przeglądałem rzeczy żony, czułem się jak jakiś zboczeniec, ale były tak delikatne. Lekko drżały mi ręce, a myśli błądziły po różowych manowcach. Wieczorem z nią porozmawiam, postanowiłem.

Ale wieczorem była taka podminowana i nie miałem odwagi zacząć tej rozmowy.
Położyłem się wcześniej. Ona w łazience spędziła tyle czasu, że jak przyszła, to spałem snem sprawiedliwego człowieka.
Ale szczęście nie może trwać wiecznie, coś mnie obudziło, sam nie wiem co, może dźwięk na dworze albo przeczucie, że nadchodzi coś nieuchronnego.
Nagle cisze nocną przeszył dźwięk wibracji w telefonie na nocnym stoliku po jej stronie.
Gwałtownie zdusiła to bezduszne urządzenie i spojrzała w moją stronę. Miałem zamknięte oczy i udawałem, że śpię. Jakiś głos mi mówił, że tak będzie lepiej.
Cichutko wstała, ubrała się szybko i wyszła, a ja, skradając się jak kobra, podążyłem za nią. Stała na rogu naszej ulicy, a ja podpełzłem za śmietnik, czekając, co się wydarzy.
Za śmietnika wyszła do mnie biało-bura kotka, prowadząc trzy małe kotki i cała gromada zaczęła się do mnie tulić i mruczeć. Wszystkie te koty wyglądają na zadbane, a także sprawiają wrażenie, że człowiek nie jest im obcy. I tutaj dochodzimy do sedna mojego problemu: czy całą taką rodzinkę kocią mogę przygarnąć? Czy trzeba te kociaki szczepić? Czy państwo mogą udzielić mi jakiejś pomocy?
Wasz czytelnik.