piątek, 1 lipca 2016

List czytelnika

Mam 45 lat i w moim życiu pojawił się pewien problem. Ale może zacznę od początku…

Wiodłem do niedawna życie nudne i takie jak wszyscy, no prawie wszyscy: dom, praca rodzina, dzieci, czasem grill lub mała awantura rodzinna – codzienna monotonia.
Ale jakiś czas temu coś zaczęło się w naszym życiu zmieniać.
W małżonce, bardzo atrakcyjnej kobiecie, która wielokrotnie mówiła: „Gdzie ja miałam oczy, jak cię brałam?”, zaczęły zachodzić bardzo subtelne zmiany: więcej czasu spędzała, szykując się do pracy, myślami była nieobecna.
Zaczęła wychodzić częściej na spotkania z przyjaciółkami. Na pytanie, co to za znajome, odpowiadała, że nowe z pracy i ich nie znam.
Jej telefon potrafił zadzwonić o dziwnych porach i jak odebrała, najczęściej nic nie mówiła. Na moje pytania odpowiadała: „To nic ważnego”.
A co najdziwniejsze, jej telefon był zablokowany. Jednego wieczoru, jak chciałem sprawdzić godzinę i sięgnąłem po ten cholerny telefon, mało mi oczu nie wydrapała, jak lwica go broniła.
Kilka dni temu, kiedy wynosiłem śmieci, zauważyłem ruch przy śmietniku, ale moją uwagę zwróciło pudełko, zgniecione w naszych śmieciach. Raczej nie grzebię w śmieciach, ale to pudełko bardzo mocno mnie zaintrygowało. Było ładne, ciemne, a obok wstążka, bordowa. W środku musiała znajdować się bielizna, markowa i bardzo piękna. Nie przychodziła mi do głowy żadna okazja, o której mogłem zapomnieć. Ja tego nie kupiłem, a jak nie ja, to kto? Sama?
W jej szufladzie bielizny nie było. Gdy przeglądałem rzeczy żony, czułem się jak jakiś zboczeniec, ale były tak delikatne. Lekko drżały mi ręce, a myśli błądziły po różowych manowcach. Wieczorem z nią porozmawiam, postanowiłem.

Ale wieczorem była taka podminowana i nie miałem odwagi zacząć tej rozmowy.
Położyłem się wcześniej. Ona w łazience spędziła tyle czasu, że jak przyszła, to spałem snem sprawiedliwego człowieka.
Ale szczęście nie może trwać wiecznie, coś mnie obudziło, sam nie wiem co, może dźwięk na dworze albo przeczucie, że nadchodzi coś nieuchronnego.
Nagle cisze nocną przeszył dźwięk wibracji w telefonie na nocnym stoliku po jej stronie.
Gwałtownie zdusiła to bezduszne urządzenie i spojrzała w moją stronę. Miałem zamknięte oczy i udawałem, że śpię. Jakiś głos mi mówił, że tak będzie lepiej.
Cichutko wstała, ubrała się szybko i wyszła, a ja, skradając się jak kobra, podążyłem za nią. Stała na rogu naszej ulicy, a ja podpełzłem za śmietnik, czekając, co się wydarzy.
Za śmietnika wyszła do mnie biało-bura kotka, prowadząc trzy małe kotki i cała gromada zaczęła się do mnie tulić i mruczeć. Wszystkie te koty wyglądają na zadbane, a także sprawiają wrażenie, że człowiek nie jest im obcy. I tutaj dochodzimy do sedna mojego problemu: czy całą taką rodzinkę kocią mogę przygarnąć? Czy trzeba te kociaki szczepić? Czy państwo mogą udzielić mi jakiejś pomocy?
Wasz czytelnik.

2 komentarze: