wtorek, 29 marca 2016

Na 46-te :-)



Chociaż siwo już na głowie
Czasem zamarudzi zdrowie
Jednak dzięki waszym gębom cudnym
Słowom szczerym, nieraz trudnym
Przez to moje marne życie
Idę równo, należycie
Czasem dotknę niczym Tomasz
Lub Don Kichot gdzieś wyskoczę
Ale prawdy słowo trudne
Moje życie bywa nudne
Dziś tu wam obiecuję
Dłoń wam podam, gdy potrzeba
Uśmiech ściągnę choćby z nieba
Będę młodszy i piękniejszy
Znacznie słodszy, powabniejszy
Za życzenia wasze szczere
Życzę, aby się spełniło
Po dwakroć całe dobro
I do was wróciło...

Wielkanoc 2016


Zmartwychwstania dziś przesłanie 
Niech poruszy zmysły wasze 
Odrodzenia dziś potęga 
Niech każdemu dana będzie 
I niech każdy choć na chwilę 
Dziś zatrzyma się w swym biegu 
Odrobinę da czułości 
Dużo serca i miłości 
Poda rękę gdy potrzeba 
I da choć kawałek nieba 
I niech znajdzie w sobie siły 
Na codzienne w biegu trwanie


Pośród Buków





Jak muzyka gra na duszy 
W szumie buków cisza trwa 
Dotyk mówi o uczuciach 
Oczy dają szczęście dnia 
Liście szelest mają cichy 
Tak zanika hałas dnia 
Oczy dążą za wspomnienia 
Dotyk wspomnień niesie czar 
Zagubiony pośród buków 
Pochłonięty w liści żar 
Zgubiony w swojej drodze 
W bukach stojąc tracę czas 
Każda chwila tak zaklęta 
Niechaj chwili wieczność trwa 
Przebudzony w swych marzeniach 
W bukach radość piękno dnia 
Tam ukryte jest spotkanie 
Zawsze znajdę Ciebie tam 
Pośród liści, gdy szeleszczą 
Pośród kropli rosy dnia.



niedziela, 27 marca 2016

Szum






Szum traw w przedwieczornej ciszy,
niosący się ciszą po cichym lesie,
niesie w ciszy nam nadzieję, 
że cicho żyć będziemy
w naszym głośnym świecie.



sobota, 26 marca 2016

Kamienie





Kamienie na piasku 
jak gwiazdy na niebie. 
Każdy z nich niesie w sobie wspomnienie. 
Ten jasny, szczęśliwy, 
błyszczy w promieniach 
Ten czarny schowany 
w piach, zagrzebany. 
Ten ma obłości 
na kształt kobiecy, 
a tamten jest szorstki 
jak męski dotyk niestety. 
Ten woda obmywa, 
więc cały czysty, 
a ten zabrudzony 
od myśli nieczystych. 
I fale ich losy 
nie raz kształtują, 
kiedy jest burza, 
ten świat rujnują. 
A nawet kiedy 
cisza zapada, 
drobniutka fala 
kamienie przekłada. 
Kiedy idziesz 
przez świat kamykowy, 
posłuchaj dokładnie 
cichej ich mowy.




piątek, 25 marca 2016

Epizod IV  „Wolny?”




Dzień zaczął się  tak dziwnie. Coś wisiało w powietrzu. Nawet słońce wstawało powoli.
W nocy przywieźli kogoś nowego. Gdzieś tam miauczał samotny. Jak wchodziła pani opiekunka, też jakiegoś przyniosła. Ten dla odmiany był cichy i przerażony.
Tak  wychodziło, że dzisiaj jest ten dzień, kiedy przychodzą te panie, które nas miziają, choć raczej miziają tych nowych, a o nas, kotach, które tu są, już nie pamiętają.
I faktycznie. Już po śniadanku nagle otworzyły się drzwi i wpadły chyba ze trzy szczebioczące i wołające: „O, jaki ładny kocio”. I zaczął się kocioł. Coś mi mówiło, że jutro będzie inne.
Tradycyjnie najpierw rozbiegły się po kociarni, szukając nowych. Wyciągały z klatek, miziały, karmiły i robiły fotki. Po prostu w każdy możliwy sposób męczyły te biedne istoty, choć niektóre, nie powiem, wyglądały na zadowolone.
Jak „skończyły” im się nowe, to Szczebiocąca podeszła do mojej klatki i otworzyła ją. Miała tę samą rybkę co wtedy i tak samo powiedziała: Jaki piękny kocio, jedz rybkę, dobra rybka, kochany Modi.
Jakoś mnie to rozczuliło. Spojrzałem w te jej niebieskie oczy i zobaczyłem w nich dobroć. Nagły krzyk: – Dziewczyny, ratunku, kot uciekaaa… przerwał tę magiczną chwilę.
Szczebiocząca zerwała się na równe nogi, trzasnęła drzwiczkami i popędziła na ratunek, a ja jak zahipnotyzowany patrzyłem, jak drzwiczki z lekkim skrzypieniem powoli  otwierają się  na całą szerokość.
Wyjść czy nie wyjść? Co tam jest? Niby to widzę codziennie, ale jak tam jest, to zupełnie nie wiem. Powoli zbliżyłem się do wyjścia i nieco przestraszony popatrzyłem na to, co jest po drugiej stronie siatki.
Podjęcie decyzji przyspieszyło pojawienie się Szczebioczącej, która wyraźnie zmierzała w moją stronę. Jej krzyk: – O, nie! – spowodował, że wystrzeliłem jak z procy na podłogę. Skręt w prawo i dałem nura pod regał.

– Modiii… Stójjj…– wołała z płaczem w głosie – O nieee…

Pod regałem było pełno kurzu i pachniało tak dziwnie. Starością? Ale nie było wygodnie, wyszedłem z drugiej strony i wspiąłem się na górę, a tam były kołdry i poduchy. W sam raz dla kota. Od dzisiaj będzie to moje królestwo.
Ale na razie byłem poszukiwanym uciekinierem, i to poszukiwanym przez kilka osób. Zaglądali pod regały, przesuwali klatki, wołali, ale po pewnym czasie została tylko Szczebiocząca, która na kolanach łaziła po podłodze, wołając:  Modi, koteczku, chodź do mnie!
Z góry był to nawet zabawny widok.
W końcu wszyscy poszli i zostałem sam. Zupełnie sam, bez klatki, bez miski, zdany na siebie, choć ta wolność miała tylko kilka metrów więcej.

Tak zaczyna się prawdziwa opowieść o wolnym kocie żyjącym w niewoli.

niedziela, 20 marca 2016

Muszelka








Gdy małą muszelkę swą dłonią okrywam,
to czuję, jak miłość przez ciało przepływa,
jak szepcze do ucha szumem swym morskim,
że teraz ukojenie czuje w mej dłoni.




Delikatne jej kształty falami rzeźbione,
co myśli rozbudzą gorące, natchnione
i zalśni słonce perliście błyszczące
na kropli szczęścia w tej muszli będącej.




I radości wiele muszelka przyniesie,
falami po morzu opowieść poniesie,
że kiedy znajdziesz na plaży leżącą
muszelkę tę jedyną, a nieraz samotną,




weź do swej dłoni i otul prawdziwie,
a wtedy ci ona opowie o niwie
i w podróż daleką przez fale poniesie,
gdzie wzburzonych uczuć znajdziesz ukojenie.







Epizod III  „Maniek”





Dzisiaj wstawili pojemnik z kotem, dziwna woń się z niego roztaczała, ale mieszkaniec wyglądał całkiem dobrze.
Szczebiocząca z jeszcze kimś przenieśli go do klatki obok, nazwały Maniek. Dziwnie się przy tym spieszyły i nerwowo  zachowywały .
Szybko zamknęły drzwiczki i pobiegły umyć ręce.

Maniek spokojnie leżał w kącie, mogłem go poobserwować.
Był stary i los nie obszedł się z nim łagodnie. Futro w burym kolorze miał w nieładzie, gdzieniegdzie posiwiałe i przerzedzone, uszy postrzępione. Obrazu całości dopełniały oczy: duże, zielone, pełne spokoju i dostojeństwa. Oczy kota, który widział już wszystko. Nad całą tą postacią unosiła się woń – ziemi, zgnilizny i śmierci.

Nagle burknął: – Co się gapisz?

Na dźwięk tego głosu futro na karku  mi się zjeżyło. Dostałem gęsiej skórki. Już miałem się ukryć, kiedy dostrzegłem Anioła.
Anioł też był dziwny. Siedział obojętnie w rogu klatki. Był czarny, skrzydła miał postrzępione, a oczy w kolorze nieba zaglądały w najdalszy zakątek duszy.
Tego jak na jeden dzień było za wiele. Dałem nura pod koc, z głębokim przeświadczeniem, że nie wyjdę stąd dopóki, dopóty ta para będzie obok.
Jakoś wytrzymałem do wieczora, wyjrzałem powoli jednym okiem.
Maniek siedział na wprost i parzył mi prosto w oczy. Poczułem chłód, jakby ktoś przyłożył mi lód do grzbietu.

– Podejdź – powiedział i nie czekając, zaczął swą opowieść:

– Byłem tyci, tyci, kiedy trafiłem do Apolonii. Była to cudowna dama o wielkim sercu dla wszystkiego, co żyje. Spędziłem u niej wiele lat, a były to lata radosne i szczęśliwe. Nie brakowało mi niczego: miałem dom, sad, zabawki i kochające ręce do głaskania, kolana do spania. I mówiła do mnie – mój ty Aniołku.

Raj, po prostu koci raj. Do czasu.

Pewnego dnia przyjechała młodsza pani – nigdy jej nie lubiłem. Schowałem się pod fotel i obserwowałem. Długo rozmawiały, czasem coś krzyczały. Na koniec Apolonia się popłakała i usłyszałem: – On nie jest tego wart, starych drzew się nie przesadza, opamiętaj się, córuś.

Niedługo potem przenieśliśmy się do małego mieszkanka. Raju już nigdy nie zobaczyłem.
Apolonia nadal mnie sadzała na kolanach, nadal mnie głaskała swoimi rękoma, tylko teraz te ręce nie były już tak kojące, a z oczu płynęły jej łzy, kiedy mówiła: – Tylko ty mi zostałeś.
Któregoś dnia coś się stało. Był ruch, obcy ludzie zabrali gdzieś Panią i nigdy już jej nie widziałem. W domu zostałem sam.

Po kilku dniach, kiedy w misce było pusto, a w kuwecie wprost odwrotnie, przyszła młodsza pani z jakimś człowiekiem. Ten człowiek był inny, takiego jeszcze nie widziałem. Ruchy miał zdecydowane, sprężyste, patrzył oczyma, które wszystko widzą. I zobaczył mnie pod tym fotelem.

– A kot co tutaj robi? – zapytał, a w jego głosie nie było nawet cienia sympatii. Wsunąłem się odrobinkę dalej.

– A kot to taki gratis – zaśmiała się nerwowo. – Nikt nie chciał mi pomóc w pozbyciu się tego starego burasa.

– Gratis, co znaczy: pozbyć się? Zresztą nieważne, jak Pani wie, praca nie pozwala na posiadanie zwierząt, ale na razie niech zostanie.

Zamieszkaliśmy razem, to znaczy ja pod fotelem, a pan w całym mieszkaniu.

Ryszard – tak miał na imię – kupował jedzenie, ale  nie za smaczne, nie brał na kolana i
niespecjalnie się mną interesował. Do momentu, w którym wymyśliliśmy nową zabawę.

On rzucał smakołyk, a ja wybiegałem po niego spod fotela. Wtedy Rysio składał dziwnie palce w moją stronę i robił "Pif, paf". Ja wtedy uciekałem, a on się śmiał.

Pewnego dnia spakował worek, włożył zielone ubranie, wyciągnął mnie spod fotela, uniósł na wysokość twarzy i powiedział: – Życz mi szczęścia, jadę bardzo daleko i mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Nie życzyłem mu szczęścia, już się nie spotkaliśmy.
 
Po jakimś czasie przyszła Młodsza pani z jakimś facetem.
– Wyobrażasz sobie – mówi do niego – pojechał i dał się zabić, a dobry był z niego klient: płacił na czas. A  teraz trzeba szukać nowego najemcy.

– Dobra, dobra, a co z kotem? – rzekł facet.

– Co? Co głupio się pytasz? Tak, jak się umówiliśmy: do wora i do rzeki, nowy klient nie chce kota.

Dorwał mnie ten gość, zabrał do samochodu i pojechaliśmy, nie wrzucił mnie do rzeki, zostawił mnie pod murem cmentarza i powiedział: – Od dzisiaj to twój dom.

Właśnie wtedy przyplątał się do mnie ten Anioł i powiedział, że zostaniemy już razem do końca.
Zamieszkałem na cmentarzu, bury kot przemykający wieczorem pomiędzy nagrobkami.
Ile razy słyszałem przekleństwa i okrzyki pod swoim adresem: – A kysz, mocy nieczysta. Ile razy ktoś rzucał kamieniem, ech, nie zliczysz.

Pewnej nocy spotkałem tam Apolonię. Była inna, poznała mnie, ale była obca i to nie było już tak, jak chciałem.
Przemykałem alejkami, wzbudzałem strach i obawę, ludzie mnie unikali. Przypisywali mi magiczne znaczenie, a ja po prostu chciałem żyć jak kot domowy i szukałem człowieka.

A anioły się ze mnie naigrawały: – Idzie bury, co duszę w worku niesie.

Do wczoraj. Przyjechali po mnie, złapali i przywieźli tutaj, a Anioł powiedział, że już czas, dlatego ci to opowiadam. Dziś obejrzę ostatni wschód.
Ostatnim obrazem, jaki pamiętam, jest cień skrzydeł spowijający Mańka i szum unoszący się ponad głową.


A w nocy, kiedy oczy nie widzą, 
Cienie przechodzą poprzez światy 
I tańczą w blasku ognia dogasających zniczy, 
A skrzydła aniołów szumią ponad cieniami, 
Zagarniając liście na znikające ślady. 
W noc duszną, noc parną, 
Prowadzeni światłem gasnących źrenic, 
Wszyscy tam zatańczymy.



sobota, 19 marca 2016

Dla Lidii







Nadziejo................!
Jakąż trzeba być suką,
by stać się katem
i śmierci bratem.



Cóż o poranku
znaczyła iskierka
promyczek radości
kruszynka niewielka.



Gdy świat się budził,
cichutko zasypiała,
a niebo ołowiana 
szata skrywała.



Łez potoki
dzwoniły o szyby,
po policzkach spływając
aż serce raniły.



Gdziekolwiek już jesteś,
cokolwiek to znaczy,
tutaj pozostał
Ktoś................
w rozpaczy.

środa, 16 marca 2016

Horyzont zdarzeń








kiedy do ściany dochodzi nadzieja 
poranek zaczyna się śmierci nadzieją 
kawa poranna smakuje końcem drogi 
a koniec drogi znika za horyzontem 
zdarzenia zaczynają żyć swoim życiem 
a życie zaczyna pachnieć nadzieją 
a zapach Twój zasłania ten obraz 
a obraz jest nadzieją 
gdy czuję nadzieję 
dotykam nadziei 
i żyję...... 
w nad 
zie 


wtorek, 15 marca 2016

Spowiedź Uzurpatora







– Aniele, stróżu mój, ty zawsze będziesz mój?
– Tak, Kajtusiu, aż do końca.
– Aniele mój, będziesz zawsze do pomocy?
– Jak potrzeba, w dzień i w nocy.




– Aniele, coś mnie boli, coś się dzieje!
– Już spokojnie, kocię moje, już czekają aż dwie ciocie.
– Coś mnie boli, coś mnie kłuje, przytul mnie, Aniele, czule.
– Cichuteńko, mój malutki, chodź, ogrzeję cię w mych dłoniach, a już jutro do śniadania będzie dobrze, teraz marsz już do spania.




– Aniele, stróżu mój
– Tak, Kajtusiu?
– Nie chcę jeść, przytul mnie proszę.
– Już przytulam mą kruszynkę, tylko najpierw zjedz łyżeczkę za Balbinkę.



– Aniele, stróżu mój
– Tak, Kotusiu?
– Brzuszek boli i sił nie mam, zanieś mnie, gdzie słonce świeci.
– Chodź, idziemy i dość żartów, bierz się tu za siebie, czas przegonić to choróbsko. Dość leżenia, pora biegać, dokazywać i z Balbiną świat zdobywać.



– Aniele, stróżu mój
– Tak, Kajtusiu?
– Dzisiaj strasznie źle się czuję, nie chcę już do ciotki, ona kłuje.
– Mój malutki, już spokojnie, ona kłuje i ratuje. A jak w pupkę Cię ukłuje, to ja zaraz rozmasuję.



– Aniele…
– Tak, malutki?
– Zimno w łapki, ciemno, co się dzieje?
– Nic to, cichaj, leż spokojnie.
– Mój Aniele………. czy ja……… też zostanę ………. Aniołem?
– Tak, malutki ……………….. Podaj łapkę…………………….. I chodź ze mną …………………. Już po trudzie.

niedziela, 13 marca 2016

Epizod II Nadzieja




Z dedykacją dla jednego takiego Duszka ;-)


W nocy był  ruch. Wstawili pojemnik, a w nim kota. Nie było go widać, ale  czułem jego strach i przerażenie – jakże to znam. Siedział tak do rana, przerażony, wystraszony, w obcym miejscu, w klatce.
Rano przeniesiono go do klatki obok. Zerknąłem na niego jednym okiem z ukrycia. Siedział bez ruchu z szeroko otwartymi oczami, a spojrzenie miał tak puste, obojętne. Jego oczy nie wyrażały niczego. A kot to był czarny i wielki.
Później, znacznie później, zaczął dochodzić do mych uszu niski, mruczący głos, jednostajny, monotonny, wszechobecny.
Nie zwracałem na to uwagi, ale w nocy miałem już dość. Przysiadłem przy kracie na wprost nowego i patrzyłem. Te jego oczy nie były puste, były nieobecne, a z gardła dochodził głos, jak by śpiewał, właśnie śpiewał, tak jak koty potrafią najlepiej.
Ja nie zaśpiewam, ale brzmiało to mniej więcej tak:

Koty mają zmartwienia
Problemy nie do zniesienia
Z niezrobionym czesaniem
Z porannym wstawaniem

A mnie martwi, że nic nie wie, o nie
O tym, co w schronisku dzieje się
Ona o mnie nie wie nic i tak
Pozostanie, bo tu właśnie jest tak 

Wszyscy mamy pragnienia
Wspomnienia do zapomnienia
Domki do wymarzenia
To ukryte pragnienia

A mnie martwi czarna z VIII „b”
Teraz wiem, że ona przyjdzie po mnie
Świat rozbłyśnie wtedy tęczą barw
Jej kolana, dotyk – cały mój świat
.

Najpiękniejsza czarna jest obok mnie
Wypłowiały zdjęcia z tamtych lat
Choć nie zawsze było jak w pięknym śnie
Dawnych zmartwień nie żałuję, o nie…*


Głupie, jakże to głupie. Cały czas on tak śpiewał. Dni mijały, brzmiały obce głosy, a on nadal śpiewał. Nawet nie jadł. Nikł, w oczach gasł, ale śpiewał o tej swojej czarnej. Ale czy można żyć nadzieją?
Któregoś dnia zajrzała Szczebiocząca najpierw do mnie, ale jak dostrzegła Czarnego, zaraz te swoje: „Kocio, jaki piękny Kocio” i łapsk go  karmić tymi smakołykami, a ja?
Czarny śpiewał, a dziewczyna nic nie rozumiała, tylko w krzyk: „O, jaki gadułka, jaka fajna gadułka”.
Aż pewnego dnia, pamiętam, padał deszcz, weszła Ona. Była czarna, znaczy futerko miała czarne i mokre. Cisza się zrobiła taka, że słychać było anioły na zewnątrz, a ona stała. Sąsiad umilkł, powoli podeszła do nas. Zamarłem, ale nie patrzyła na mnie. To trwało wieczność. Czarny patrzył w dół, ona na niego. Powoli przysunęła pyszczek do klatki i cichutko, drżącym głosem powiedziała: – Miś? I już wyraźniej: – Czarny Miś? A on jak za dotykiem anioła podniósł łeb, zaczął prostować grzbiet, a jego sierść zaczęła nabierać blasku. I patrząc Jej w oczy, powiedział: Czarny Miś!. Nie wiem, co Ona zrozumiała, ale jak porwała go z tej klatki, to już nie oddała, a on śpiewał:


A mnie martwi czarna z VIII „b”
Teraz wiem, że ona przyjdzie po mnie
Świat rozbłyśnie wtedy tęczą barw
Jej kolana, dotyk – cały mój świat

Mam nadzieję, że jest szczęśliwy, do schroniska już nie wrócił, mruczy gdzieś tam tej swojej czarnej piosenkę, którą tylko on rozumie, a Ona słucha sercem.


*Tekst po przeróbkach: Marek Andrzejewski „Czarna z VIII b”

piątek, 11 marca 2016

Gdzie marzenia







Gdzieś daleko, hen, tam wysoko,
gdzie marzenia krążą w dali,
tam kieruje swe spojrzenia
oraz myśli, kiedy bolą.

Raz przychodzi tak ukradkiem,
w serca głębię się zakrada
i już mocniej serce bije,
a w środeczku mrucząc, gada.

Upływają dni jak chwile,
a z miesięcy to godziny.
Czas tak pędzi przez te lata,
nie zatrzyma się na chwilę.

Dziś już tylko las tak szumi
i marzenia opowiada,
a na niebie obłokami
obraz wspomnień się przeplata.

czwartek, 10 marca 2016

Czarnej róży kwiat






Widziałam kolory kwiatów, widziałam tęczę barw,
słyszałam, jak śpiewają ptaki, jak brzmi gwar miast.
Kochałam swe życie, kochałam swój świat,
wtedy jeszcze nie istniał czarnej róży kwiat.



Aż przyszła raz noc zupełnie bez gwiazd
i żalem swym czarnym zalała nasz świat.
Umarły marzenia, rozpłynął się Dom
i tak się narodził czarnej róży kwiat.



Jak kręgi na wodzie, gdzie rozpływa się żal,
wspomnienia odchodzą, znikają za dal.
Ja tutaj jestem, jak kocham i trwam,
więc jeśli mnie spotkasz, do serca przyłóż
czarnej róży piękny kwiat.

środa, 9 marca 2016

Antonio






Żyłem, jak chciałem, 
świat nie kochał mnie: 
ja miałem go w dupie, 
on olewał mnie. 

  

Kochałem jak szatan, 
jak skarb kochały mnie. 
Dziś to się nie liczy, 
choć pamiętam je. 

  

Szedłem swą drogą 
w noc, po sam kres. 
Zawiłe me drogi 
jak gwiazdy skrzyły się. 



Ostatnie już zapisuję 
kocimi marzeniami kartki 
i chowam do pudła 
na strychu mego życia.

Krzyże








Na rozstajach pod krzyżami 

Dusze płaczą promieniami 

Tam przechodząc pozostawiasz 

Trochę bólu co Cię rani 

Krzyże stoją tak samotnie 

W zamyśleniu pochylone 

I przygarną każdą skargę 

Łez kryształy, duszy łkanie 

Dróg bez liku do nich wiedzie 

Skarg słuchają w zamyśleniu 

Jak opowiesz im o sobie 

Wysłuchają Cię w milczeniu 

Czasem mignie Ci światełko 

Coś pod krzyżem się poruszy 

To zbolała jakaś dusza 

Swe skrzydełka w cieniu suszy

poniedziałek, 7 marca 2016

Drzewo




Drzewo prosto w miłości stało 
I co roku owoc z miłości wydawało 
I co roku w piękną szatę się stroiło 
I myślało, że zawsze tak będzie, jak było.


I mijały lata całe w ogniu trwające 
Przychodziły wiosny płomień budzące 
A nawet zimy otulone w bieli 
I były jesienie skąpane w czerwieni.


Aż kiedyś na niebie w wielkiej oddali 
Coś nagle błysnęło i świat się zawalił 
I wiatrem przyniesiona chmura zawisła 
I czernią okryła i z bliska zabłysła.


Pioruny waliły, wiatry targały 
Drzewo do ziemi mocno przygniatały 
I za każdym razem w brew sił naturze 
Drzewo wstawało z koroną w chmurze.


Aż przyszedł rok, niedobry rok 
Obfity w straszne burze 
Pochylił drzewo do ziemi tak 
Korzeni wyrwał dziurę.


I minął czas i poszedł w las 
I mchem się pokrył ślad 
O drzewie tym snuje dym 
Opowieści płomiennych żar.


Modi Epizod I



Epizod I „Trudny początek”





Witam, jestem Modi, choć kiedyś byłem Klemensem, bo tak nazwała mnie Zenobia dawno, dawno temu, w innym miejscu i innym życiu.
Modi – co to znaczy, nie wiem, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Oglądam ten świat z oddalenia, z góry, zza rogu, tak by widzieć, ale nie być widzianym, i oto on: mój świat.


Ale od początku.
Trafiłem tutaj chyba latem. W domu, moim domu, zapanował dziwny i niecodzienny ruch . Ukryłem się pod wersalką, ale czyjeś ręce mnie stamtąd wyciągnęły. Wsadzono mnie do klatki i przywieziono tutaj, do miejsca obcego i pełnego obcego zapachu, zapachu strachu. Czuliście kiedyś strach? Lepiej, żebyście nigdy nie poczuli.
Trafiłem do klatki, małej i ciasnej – ja, kot, który biegał po całym wielkim mieszkaniu. W klatce były miski, kuweta i budka-domek.
Schowałem się w tym domku, zakopałem pod kocem, chciałem zniknąć. Jeśli ja czegoś nie widzę, to tego tu nie ma.
Głodny wyszedłem do miski, ale to, co w niej znalazłem, nie nadawało się do jedzenia.
Tak ukryty siedziałem bardzo długo. Słyszałem głosy, czasem ktoś zajrzał, zmienił miskę, sprzątnął kuwetę. Nadal udawałem, że mnie nie ma.
Pewnego dnia wróciłem do domu, do Zenobii. Było jak kiedyś: znajome zapachy, pełna miseczka gotowanego mięska i ręce, te ręce, takie kojące. Czuję ich dotyk nadal. W półśnie ktoś mnie wyciąga z ukrycia, słyszę czyjeś szczebiotanie: „Kocio, jaki śliczny kocio”. Ktoś mnie przytula, nie zależy już mi na niczym, nie mam siły i ochoty, chcę spać i nie być.
I ten szczebiot, jak nakręcony tylko: „Kocio” i „kocio”, jednostajny i monotonny. A do tego to coś pakuje paluch do mojego pyszczka, obsmarowany w jakiejś rybie. O zgrozo, ale rybka budzi wspomnienia: Zenobia! Tak jak kiedyś żuję od niechcenia, a szczebiot staje się radosny – „Smakuję kociowi, to damy jeszcze, jedz, biedaku, jedz”. No to trochę zjadłem. Nie powiem, było niezłe i to pierwszy prawdziwy posiłek, odkąd tu jestem.
Resztę dnia przesiedziałem schowany w kącie pod kocem. Wyjrzałem w nocy, jak nikogo nie było. Wtedy przyszły anioły, pierwszy raz je widziałem:


Cisza taka, że słychać szum skrzydeł ponad nami
Anioły nad schroniskiem latają stadami
Oderwał się od braci jeden anioł blady
Cichutko przycupnął z rozpostartymi skrzydłami
Drżącą swoją ręką zamknął zgasłe oczy
I uniósł do nieba małą kocią duszę
Tam, gdzie bezpiecznie, tam, gdzie już nie boli


To, co dzieje się w schronisku, jak nie ma ludzi, jest i pozostanie naszą tajemnicą.
My, koty, jak patrzymy ponad waszym ramieniem w jeden punkt, widzimy anioły, wszystkie anioły. To jest magiczna chwila, a więc jej nie przerywajcie.


Może się spotkamy.
Tu lub na końcu świata.

niedziela, 6 marca 2016

Nocna Łza





Matki woń, ciepły dom 
w uszach pomruk brzmi. 
Wspomnień czar, wyparty w dal 
za zamknięte drzwi 



Dotyk rąk, straszny, stąd 
skóra cała drży. 
To był świt dawnych dni, 
które skryła noc. 



Ufny tak kociak chciał 
wtulić w ciepłą dłoń. 
Potem ból tak już trwał 
z tych zadany rąk. 



Rąk tych las niejeden raz 
z szyderstwem ból zadawał mi. 
W „Nocy łzę” zamienić się 
choćby jeden raz. 



Dziś już czas księżyca blask, 
aby wskazał mi 
drogi kres, tam gdzie jest 
morze nocnych łez. 



Żadna dłoń nie zdoła już 
zbliżyć do mnie się. 
W morzu tym rozpłynę się, 
ból opuści mnie. 



W nocy, gdy nadejdzie czas, 
na brzegu zatrzymaj się 
i ujrzysz mnie w morzu łez 
pełnym małych gwiazd.

Czarne Koty







Czarne koty czarną nocą szybkie są jak oka mgnienie
ale czasem kocie drogi przetną czarne ludzkie cienie.
A gdy cienie się pojawią gdzieś na skraju kociej drogi,
wtedy czarne kocie serce bije mocniej z czarnej trwogi.
Bo to rzecz jest dobrze znana w całym małym kocim świecie,
że gdy cienie przetną drogę – czarnym kotom źle się wiedzie.



Nie zostaje nic innego czarnym kotom czarną nocą
tylko usiąść w środku drogi, kiedy gwiazdy niebo złocą,
siedem razy się okręcić na dwóch lewych czarnych łapach
i pomyśleć swe życzenie ignorując ludzki zapach.
Siedem razy splunąć mocno i za siebie w nockę czarną,
by przegonić czarne myśli gdzieś daleko w czarne bagno.



Czasem jednak czarne koty trafią na przyjaznych ludzi,
wtedy wzrok im łagodnieje i nadzieja w nich się budzi
trwoga znika i marzenia zaczynają się panoszyć
Bądźmy cicho, głaszczmy czule, by tych marzeń im nie spłoszyć...



Autor: Aneta i Maciej

Tajfun



Kiedy śmierć wypełznie za zakrętu 
warkotem poniesie się poprzez las,
ślepiami oznaczy krętą drogę. 
Stanę prosto, spojrzę w otchłani oczy, 
by umrzeć stojąc bez cienia trwogi. 


I smutnie spojrzy w moje oczy,
i dreszcz poczuję w kręgach swych.
Ręka z kosą jej podskoczy. 
O włos świst kosy ominie mnie. 


I krwią swą zbroczę tartan drogi,
kości poczują złowrogi chrzęst. 
Serce przez gardło prawie wyskoczy, 
lecz życie w środku zatrzyma się. 


Nie pisana mi jeszcze ta droga,
odjechała warkocząc przez mroki śmierć,
lecz niech zostanie w niej trwoga, 
bo kiedyś znowu spotkamy się.


A wtedy jak zawsze: 
umrę stojąc bez cienia trwogi,
do końca patrząc w ślepia te.