Drzewo prosto w miłości stało
I co roku owoc z miłości wydawało
I co roku w piękną szatę się stroiło
I myślało, że zawsze tak będzie, jak było.
I mijały lata całe w ogniu trwające
Przychodziły wiosny płomień budzące
A nawet zimy otulone w bieli
I były jesienie skąpane w czerwieni.
Aż kiedyś na niebie w wielkiej oddali
Coś nagle błysnęło i świat się zawalił
I wiatrem przyniesiona chmura zawisła
I czernią okryła i z bliska zabłysła.
Pioruny waliły, wiatry targały
Drzewo do ziemi mocno przygniatały
I za każdym razem w brew sił naturze
Drzewo wstawało z koroną w chmurze.
Aż przyszedł rok, niedobry rok
Obfity w straszne burze
Pochylił drzewo do ziemi tak
Korzeni wyrwał dziurę.
I minął czas i poszedł w las
I mchem się pokrył ślad
O drzewie tym snuje dym
Opowieści płomiennych żar.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz