W Ciechocinku po sezonie
Wiatr żegluje
Kolorowych liści flotą
Po kałuży.
Pani Krysia przyjechała
Złapać rybkę w mętnej wodzie
Bo tu ponoć w mętnej wodzie
Biorą całkiem grube rybki.
Pan Jeremi oderwany
Od codziennej swojej sztancy
Zagubiony wśród pokoi
Nieświadomy co się zdarzy.
Królowała na dansingach
Rozpacz w drinkach ukrywała
I wianuszkiem pajacyków
Się co wieczór otaczała.
Wieczorami on wędrował
W towarzystwie długich cieni
Świerszcz ostatni mu przygrywał
Smętną dumkę o jesieni.
Niesmak czując i pogardę
I do siebie i do świata
Że tak łatwo przez te palce
Płyną jej bez sensu lata.
Zamyślona nieobecna
Z cieniem poszła do fontanny
I z ławeczki zobaczyła
Spektakl życia wielobarwny.
On się przysiadł tak na skraju
Choć sam nie wie jak, dlaczego
Całe życie tak nieśmiały
Wziął to życie raz za bary.
I zatonął w głębi toni
Słów nie trzeba było szeptać
I wiedzieli zadziwieni
Połączyła ich ławeczka.
A przed nimi przy fontannie
Jakaś piękna młoda para
Nie zważając na spojrzenia
Swoje szczęście uwieczniała.
I zostali tak przez wieczór
I nie padły wielkie słowa
Ona poszła cichym krokiem
Cała sobą zadziwiona.
On powrócił do szarzyzny
Do codziennej swojej biedy
Ale wiedział że od dzisiaj
Już nie będzie tak jak kiedyś.
W Ciechocinku po sezonie
Wiatr żegluje
Kolorowych liści flotą
Po kałuży.
Wiatr żegluje
Kolorowych liści flotą
Po kałuży.
Pani Krysia przyjechała
Złapać rybkę w mętnej wodzie
Bo tu ponoć w mętnej wodzie
Biorą całkiem grube rybki.
Pan Jeremi oderwany
Od codziennej swojej sztancy
Zagubiony wśród pokoi
Nieświadomy co się zdarzy.
Królowała na dansingach
Rozpacz w drinkach ukrywała
I wianuszkiem pajacyków
Się co wieczór otaczała.
Wieczorami on wędrował
W towarzystwie długich cieni
Świerszcz ostatni mu przygrywał
Smętną dumkę o jesieni.
Niesmak czując i pogardę
I do siebie i do świata
Że tak łatwo przez te palce
Płyną jej bez sensu lata.
Zamyślona nieobecna
Z cieniem poszła do fontanny
I z ławeczki zobaczyła
Spektakl życia wielobarwny.
On się przysiadł tak na skraju
Choć sam nie wie jak, dlaczego
Całe życie tak nieśmiały
Wziął to życie raz za bary.
I zatonął w głębi toni
Słów nie trzeba było szeptać
I wiedzieli zadziwieni
Połączyła ich ławeczka.
A przed nimi przy fontannie
Jakaś piękna młoda para
Nie zważając na spojrzenia
Swoje szczęście uwieczniała.
I zostali tak przez wieczór
I nie padły wielkie słowa
Ona poszła cichym krokiem
Cała sobą zadziwiona.
On powrócił do szarzyzny
Do codziennej swojej biedy
Ale wiedział że od dzisiaj
Już nie będzie tak jak kiedyś.
W Ciechocinku po sezonie
Wiatr żegluje
Kolorowych liści flotą
Po kałuży.