sobota, 16 kwietnia 2016

Epizod VII „Sen kota”



Dzień wstawał pod zdechłym psem, tak przynajmniej wydawało się Modiemu. Bolało go wszystko: kości, nos, oczy. Swędziało go nawet futro, wczoraj przecież dokładnie umyte.
Kocuro ledwie zwlókł się z posłania, łapa za łapą powlókł się do kuwety, a następnie do miski. Choć świeżo napełniona, to jednak nie znęciła go. Wprawnym ruchem zakopał zawartość i zniesmaczony powlókł się z powrotem na legowisko.
Obserwowała to opiekunka kociarni.

– Przejdzie mu do jutra – powiedziała do siebie. – Nic mu nie jest.

Pocieszyła się i zajęła swoimi sprawami.
Nazajutrz to dopiero czuł się źle: do wczorajszych dolegliwości, teraz zwielokrotnionych, doszła jeszcze jakaś gula na szyi.
Modi nie zwlókł się rano na jedzenie, nie reagował, jak opiekunka wołała go na smakołyk i do wieczora, kiedy to natura przymusiła go do działania, nie zrobił nic.
Następnego dnia rano opiekunka przyprowadziła doktorkę.

– Modi nic nie chce jeść i jest jakiś osowiały – mówiła do doktor Agnieszki, jednocześnie wołając: – Modi, kici, kici, chodź na chrupki, nic ci nie zrobimy.

– A gówno prawda – pomyślał kot, patrząc na całą scenę z góry i dokładnie słysząc każde słowo.
 – Nie ze mną te numery.

Ale opiekunka dobrze wiedziała, gdzie zazwyczaj przebywa Modi i choć zajęło jej to dłuższą chwilę, to jednak pochwyciła obolałego kota i z wyrazem triumfu zaniosła przed oblicze zniecierpliwionej doktor Agnieszki.

– A jesteś – powiedziała. – No pokaż, co ci tam dolega – mówiąc to, z charakterystycznym trzaskiem naciągnęła na ręce gumowe rękawiczki i uśmiechając się zwodniczo, zaczęła obmacywać kocura.

– Brzuszek pusty, nic tam nie czuję, węzły w porządku. Zobaczmy szyję, gardło i węzły – nim skończyła to mówić, jej ręka nacisnęła jakiś punkt na szyi Modiego, któremu w jednym momencie stanęły w oczach wszystkie gwiazdy i na nic nie zważając, wyrwał się z rąk oprawcy, po drodze drąc skórę na rękach doktorki do krwi.

– O żesz, orzeszku! – okrzyk poniósł się po kociarni, docierając aż na zewnątrz. – Ale mnie podrapał, sukinkot jeden – folgowała sobie doktor, oglądając poranione ręce, z których krew powoli kapała na podłogę. – Muszę to szybko przemyć jodyną, a jego niech diabli biorą – powiedziała i już jej nie było.

Modi zatrzymał się w najciemniejszej i najwyższej ze swoich kryjówek. Gardło nadal go bolało, choć już nie tak jak przed momentem.

– Chciała mnie zabić – pomyślał, nerwowo wylizując futro będące w nieładzie.

Następnego dnia opiekunka rozmawiała z kimś przez telefon:

– Musisz przyjechać, koniecznie, jemu coś jest, nie je i wczoraj Agnieszka namacała mu jakąś gulę na szyi, ale tak ją podrapał, że strach mówić… No przecież mówię. Znasz go i może tobie się uda – zakończyła.

Nim minął dzień, w drzwiach stanęła Ona – wspomnienie z odległych czasów – To Ona przyjmowała go do schroniska, to Ona pierwszy raz ukłuła go igłą. To w końcu Ona była sumą strachów Modiego.

– Modi, mój malutki, gdzie jesteś? – zawołała od progu. – Przyjechała ciocia Ania.

Powiało lodowate tchnienie.

Modi się skulił, niezdolny wykonać najmniejszego ruchu. Tak paraliżuje strach. Opiekunka dość szybko znalazła kota ukrytego wśród koców i kołder i bez problemów dostarczyła do doktor Ani, która z profesjonalizmem zabrała się do badania.
Modi w czasie badania był jak sparaliżowany. Coś w głębi kota mówiło: „Ciebie tu nie ma, jak się nie ruszysz, to szybciej dadzą ci spokój”.

– Futro ładne, brzuch… tutaj w porządku, faktycznie na szyi ma jakąś gulę – zawiesiła głos dr – wygląda na stan zapalny. Dostaniesz od razu zastrzyk – to powiedziawszy, wprawnym ruchem wyjęła z torby ampułkę, napełniła strzykawkę i bez zbędnych ceregieli wbiła igłę w tę szlachetną część ciała, na której koty zazwyczaj siedzą.
Przez każdy nerw w jego ciele przemknęła błyskawica, ale nie drgnął, jeszcze… nie drgnął.

– Dobry kotek, to na koniec pokaż jeszcze cioci pyszczek, ciocia zajrzy i po krzyku – mówiąc to, już dwoma palcami rozwierała kotu pysk, z wyrazem twarzy, który nie wróżył nic dobrego. – No, Modi, nie wierć się i otwieraj paszczę – wysapała.

Modi wił się w stalowym uścisku. Tego już było za wiele, czuł się obdarty z całej swej kociej godności, został zniewolony, obmacany, ukłuty i jeszcze na koniec chcą mu zaglądać do pyska.
Teraz to już była walka o życie, w której kot nie był faworytem. Doktor już prawie rozwarła kotu szczęki, już widać było cały złowrogi garnitur kłów i właśnie w tym momencie jeden z palców zsunął się po mokrym od śliny dziąśle i zęby zatrzasnęły się z hukiem. Jednocześnie powietrze rozdarł mrożący krzyk wydobywający się z ust doktor Anny (ta to ma ładne podniebienie i zęby), palec zwany serdecznym w trakcie szamotaniny znalazł się w kąciku ust Modiego i nie było już czasu na jego zabranie. Modi skoczył jak wystrzelony z procy, korzystając z rozluźnionego uścisku. Z pyska płynęła mu krew, a pod zębami czuł jakieś obce ciało, wypluł je i nie zważając na nic więcej, dał drapaka na samą górę poduch. Opiekunka kociarni będąca świadkiem tych scen ledwie trzymała się na nogach, twarz mieniła się jej wszystkimi kolorami tęczy, a wzrok miała co najmniej szklisty. Zobaczyła jednak, że Modi coś wypluł. Na drżących nogach podeszła i z nieukrywanym niesmakiem podniosła kawałek palca.

– Twój? – spytała. – Chcesz?

– To jeszcze się pytasz! – to mówiąc, doktor Anna porwała swój palec i wybiegła z kociarni.

Modi zmęczony przeżyciami dnia długo nie mógł zasnąć, ale jak przyszedł sen, to nie przyszedł sam.



W ciemności słychać szmer
Wyrwany z głębokiego snu
Lśniącymi strachem oczami
Patrzę w nocy mrok
Puls powoli opada
Łagodnieje wzrok.


To tylko sen
Choć jawą jawi się
Bo kotom śnią się koty
Przychodzą jawy snem
A kiedy sen opada
To jawą stają się.


I patrząc prosto na życia kres
Wzrokiem swym prowadzą Cię
Prosto poprzez kres tam gdzie bezkres.
I niech nie mówi nikt
Że drogi tej nie boi się 
Bo ostatnia ta droga straszna jest.


I kiedyś nadejdzie taka noc
Że i ja do Ciebie zapukam przez sen
Bo kotom śnią się koty
I jeśli usłyszysz miauków szept 
A kot twój obudzi się
To znak że cieni spacer zaczął się
Że świata gdzie kres 
Tam gdzie bezkres.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz